niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 50

Naruto krzyknął z bezsilności, wściekłości i smutku, by po chwili wokół niego zaczęła wirować czerwona chakra kyuubiego.
-Powstrzymam go –Powiedział Yamato.
-Stój! Nie możemy, wracamy do wioski. Naruto poradzi sobie.- Zastopował go Itachi.
-Ale…
-Żadnych „ale” wracamy do wioski.
-Tak jest.
Dwójka szybko uciekła od walki jinchuuriki.
    Tymczasem Naruto bez kontroli, czy jakiejkolwiek strategii atakował Mizukiego. Ten zaś, nie wiedząc co zrobić, aktywował czwarty ogon i unikał jego ataków. Trwało to dłuższy czas, gdy w pewnym momencie Touji wykorzystał luki w obronie Hokage, a ten posłany w drzewa otrząsnął się. Spojrzał wściekle na wroga i aktywował podwójne sage mode. Następnie skumulował całą chakrę kyuubiego w ogromnego i czerwonego rasenshurikena, podlatując ku górze.
Taki kręcił się zaniepokojony, od kilku minut nie mógł złapać choćby śladowego kontaktu z Naruto. A to nie było podobne do niego.
-No i gdzie on jest? –Krzyknął zdenerwowany.
-Na pewno niedługo wróci. –Wyszeptała zmęczona Tsunade.
-Może… może niech ktoś pójdzie na zwiady. –Zaproponował zrozpaczony Kakashi. Jednocześnie przed oczami miał Obito przygniecionego skałami, Rin, która z bezgłośnym krzykiem upadała po śmiercionośnym ciosie i Minato wraz z Kushiną oddający życie dla syna i wioski. Kakashi strasznie się bał o swojego małego braciszka.
-Nie radzę, Naruto wiadomości o śmierci Hinaty, nie przyjął zbyt dobrze. –Mruknął Itachi.
-Może jednak lepiej było go powstrzymać? –Wtrącił się zuchwale Yamato.
-Wcale nie lepiej, a po za tym co byśmy na tym zyskali? –Spytał retorycznie starszy Uchiha.
-CHOLERA!! Ale dlaczego nie zostawiliście tam nikogo co? –Wściekł się Jiraya, który również bał się o swojego ucznia.
-Jiraya, razem z nim jest Katsuyu, podobno Naruto sobie radzi, ale ma aktywowany już ósmy ogon. –Mruczała smutna Piąta.
-Naruto mam nadzieje, że nie zrobiłeś nic głupiego. –Pomyślał Kyuubi.
    W tym samym czasie w schronie siedzieli wszyscy cywile, dzieci, uczniowie i gennini pod opieką nauczycieli akademii, a także drużyna Ebisu dla pomocy.
-Konohamaru, myślisz, że z Naruto jest wszystko dobrze? –Zmartwiła się Moegi, trzymając w rękach śpiącego Hiroto.
-Obiecał, że wróci. On zawsze dotrzymuje słowa. –Odpowiedział z lekką dozą niepewności.
-Mam nadzieje. –Wyszeptała bujając Hiroto, który zaczął płakać.
-Proszę o uwagę! Właśnie dostałem wiadomość od zewnątrz, demon został pokonany… –Ogłosił jeden z nauczycieli.
-Niestety Rokudaime-sama jeszcze nie wrócił z misji. –Zakończył, przekrzykując okrzyki „niech żyje Naruto”. Po tej wiadomości, po raz kolejny po Sali przebiegł wiatr nie pokoju.
-Przepraszam, a co z Hinatą-sama? –Spytała cicho Moegi.
-Niestety, przykro mi ale nie żyje.
Konohamaru wstrząśnięty informacjami, przysiadł na podłodze i zaciskając pięści próbował powstrzymać najstraszniejsze scenariusze które plątały się po jego głowie.
-A wiadomo co się dzieje z Naruto? –Spytał Iruka odrywając się od swoich zajęć.
-Wiadomo, że dalej walczy z Mizukim i nic więcej nie podają. –Padła odpowiedz, a spochmurniały Umino wrócił do swojego zadania.
    Zdenerwowana Aya chodziła wte i wewte koło bramy. Gdy spojrzała na drogę za wioską, w oddali ujrzała znajomą żółtą czuprynę. Krzyknęła uradowana i pobiegła w stronę przyjaciela. Reszta spojrzała w jej stronę podejrzewając ją o stratę zmysłów, jednak i oni po chwili ujrzeli swego młodego bohatera.
-Naruto. Nic Ci nie jest? –Krzyknęła zmartwiona Ayako podbiegając do niego.
-Aya… Poproś Tsunade,… Kakashiego… i… Takiego. Zaprowadźcie… mnie… do Hinaty. –Wysapał zmęczony Chłopak.
-Robi się. –Powiedziała próbując złapać go pod ramię, ale ten wyrwał się i ruszyła od razu wykonać zadanie. Gdy reszta jouninów do niego podbiegła, stał już dumny, wyprostowany i z wytrenowanym sztucznym uśmiechem, w głębi umierając ze smutku za swoją ukochaną.
-Hokage-sama wszystko w porządku…
-Naruto już dobrze…
-Rokudaime-sama pokonałeś Mizukiego? –Zewsząd padały pytania.
-Tak już wszyscy są bezpieczni. –Odpowiedział uśmiechając się jeszcze szerzej.
-Naruto możemy już iść. –Powiedziała Tsunade.
-W porządku idziemy. –Ruszył Naruto.
    Na miejscu ujrzeli zapłakanych członków Hyuuga, najbliżej jego ukochanej siedzieli Hiashi, Hanabi i Neji. Gdy Naruto zobaczył białą, całą we krwi i poranioną Hinatę upadł na kolana i rozpłakał się na całe gardło. Po kilku minutach jego porażającego płaczu, cicho odezwała się Tsunade:
-Naruto, chodź musimy Cię wyleczyć, twój syn już wyszedł ze schronu, teraz jest pewnie w domu.
-…D-dobrze, chodźmy d-do mojego domu. T-tam mnie wyleczysz C-ciociu. –Odpowiedział łkając.
Tym razem idąc przez wioskę Naruto nie dał rady ukrywać swego płaczu. Radośni mieszkańcy, gdy tylko spojrzeli w stronę zrozpaczonego przywódcy natychmiast mu współczuli. W domu czekali na nich Konohamaru, Moegi i Hiroto. Młodych zaraz wyprowadzono z domu, zaś medyczka natychmiast wzięła się do pracy. Po kilku godzinach leczenia w domu pozostali już tylko Kakashi, który nie dał się wyprosić, Taki i
Tsunade. Namikaze sam poprosił swoją przyjaciółkę by poszła do domu.
-Naruto… -Szepnęła Tsunade przerywając. –Ty… z tobą jest źle, zupełnie nie wiem co Ci jest.
-Ale ja wiem… Naruto prosiłem Cię… -Powiedział zły Taki. –Umierasz, wykorzystałeś całą moją chakrę która w tobie była…
-A-ale Taki… nie można… nie da rady…
-Naruto, nieświadomie dokonałeś sam na sobie ekstracji bijuu… gdyby nie krew twojej matki nie przeżyłbyś jeszcze tak długo…
Takiemu nie dane było dokończyć ponieważ Naruto, ponownie zaczął płakać.
-Kakashi… Aniki… Jesteś jego wujkiem, jesteś wujkiem Hiroto… pamiętaj…-Mruczał po jakimś czasie, próbując wstać.
-Będę pamiętać. –Odpowiedział Białowłosy ze łzami w oku.
-Naruto, dokąd idziesz? –Spytała troskliwie Blondynka.
-Do syna. –Odpowiedział zamykając drzwi do pokoju dziecka. Chwiejąc się lekko podszedł do łóżeczka w którym leżał mały blondynek, wziął go na ręce i usiadł na podłodze opierając się o ścianę.
-Hiroto-kun… Nie martw się Tatuś jest przy tobie… Nie bój się synku… Już nic Ci się złego nie stanie… Tatuś im na to nie pozwoli… Już zawsze będzie przy tobie…Hiroto-kun… Hiro-kun… Mój mały synek… mój dzielny synek… mój synek…mój Hiro-kun… mój synek… -Po czasie zza drzwi słychać było już tylko cichy płacz dziecka.

                                    ~~*~~
No i mamy smutny koniec. :( Ehh... Wiem, że te wszystkie rozdziały miałam dodawać raz w tygodniu, ale nawał pracy i innych obowiązków, no i sam fakt, że myliło mi się gdzie już dodałam, a gdzie jeszcze muszę dodać kolejny rozdział, zmusił mnie do takiego rozwiązania. Mam nadzieję, że podobał się wam mój blog i zapraszam na jego dalszą część http://hiroto-tantei.blogspot.com/
 
Ah i jeszcze mała prośba, jeśli przeczytaliście tego bloga, albo chociaż kilka rozdziałów to bardzo proszę napiszcie mi o tym tu pod tym rozdziałem. Dziękuję wszystkim i Pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz