niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 48

Po godzinie rywale stawili się na polu. Razem z nimi widownia, która o walce dowiedziała się od Ino i kilku innych świadków kłótni tej dwójki. Stanęli naprzeciw siebie, popatrzyli groźnie, rzucili w siebie kunaiami i odskoczyli. To był start, Uchiha jak to członek swojego klanu od razu aktywował sharingana, którym próbował oszukać demona. Tymczasem na widowni stała zmartwiona Sakura i spokojny Itachi.
-Itachi, nie zrobisz z tym nic? Przecież Sasuke… coś może mu się stać, po za tym nie powinni walczyć tak ostro między sobą. –Powiedziała, gdy Sasuke po raz kolejny rzucił śmiercionośną technikę w stronę Takiego, a ten odparował dużo groźniejszą.
-Właściwie, to ja nic nie mogę zrobić. Znam aż za dobrze Sasuke i wiem, że nie oderwałbym go za nic od tej walki. Jedyne co bym dostał, po wparowaniu do tej walki, to pobyt w szpitalu z ciężkimi ranami.
Tymczasem, Ayako wchodziła do kwiaciarni po zioła.
-O! A ty tutaj? –Zdziwiła się Ino
-A czemu? To źle?
-Nie, nie. Ale myślałam, że skoro twoi kochankowie razem walczą to będziesz obserwować tą walkę.
-Jacy moi kochankowie?
-Noo… Sasuke i Taki. Sama słyszałam jak się o ciebie kłócili. Hihihi…
-Wiesz co ja nie mam czasu. Daj mi proszę wszystko co się da z tej listy i lecę.
-Ta ok. –Ino spojrzała fachowym okiem na listę, po czym zniknęła wśród kwiatów. Gdy po kilku minutach wróciła powiedziała tylko –Masz rację spiesz, w końcu musisz zobaczyć, który wygrywa. –Jednak Aya tylko rzuciła kasę na ladę i nie słuchając przyjaciółki wybiegła ze sklepu.
Pobiegła szybko do domu, tam rzuciła zakupy na stół i nic nie tłumacząc ojcu wybiegła z domu. Na pole na którym, jak się po drodze dowiedziała, walczyli Taki i Uchiha. Po dotarciu na miejsce wypytała kilku najbliżej stojących co się dzieje i jaka jest sytuacja. Walka była wyrównana choć widać było, że Taki się świetnie bawi, Sasuke ledwo mu dotrzymuje kroku, choć dzielnie się trzyma.
-Kuso!! Jak zaraz czegoś nie wymyślę to zrobi ze mnie pośmiewisko przed Ayą! –Krzyczał w myślach Sharinganowiec i nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Wykonał kilka pieczęci, dmuchnął potężnie i wielka kula ognia popędziła w stronę Rudzielca. Jednak ten zrobił szybki unik, na miejscu czekał na niego Uchiha ułożył dłonie w pieczęć i wybuchnął, a razem z nim klon Demona.
-Heheh… przez wiele lat trenowałem z Naruto, nie nabierzesz mnie na tak prostą sztuczkę. –Zaśmiał się Kyuu. W odpowiedzi Młodszy Uchiha rzucił mu kolejną kulę ognia, by po chwili rzucić z natarciem, które i tak zostało sparowane. Jednak Sasuke nie przejął się tym specjalnie bo po chwili spod ziemi wyłonił się ogromny, ognisty smok, który rzucił się na Czerwonowłosego. Ten stał chwilę nie mogąc się ruszyć ze zdziwienia, skąd ten dzieciak zna takie potężne jutsu. Jednak szybko otrząsnął się z szoku ułożył z dłoni kilka pieczęci i mruknął Kakushin no jutsu. Użył go na swoim przeciwniku, dowiedział się dzięki temu że będą mogli jeszcze powalczyć z jakieś 3 godzinki zanim Lisi demon wygra. Następnie użył techniki klonowania. Sam Kyuu użył Nikutai Keimusho, zaś jego klony użyły Chakra Keimusho i Seishin Keimusho. Sasuke natychmiast poczuł jakby jego ciało oplatały ciernie, nie wiedział czemu nie mógł użyć chakry do przerwania tego bólu, a zaraz potem poczuł ogromny ból w duszy. Ten ostatni ból pamiętał doskonale jakby to było wczoraj, podobnie czuł się, gdy Itachi po wybiciu klanu użył na nim Mangekyou Sharingana. I tak samo czuł się teraz, ten sam ból, ten sam smutek, ta sama pustka… jest tylko on i jego smutek. Choć nie do końca… tam daleko jest… co to? Jakieś światełko? Nie to… to Itachi, ale nie jest sam obok kto to? Dziecko? To nie jest zwykłe dziecko, te szramy na jego policzkach, ból w jego oczach taki podobny ból do tego który właśnie odczuwał on sam, jednak to dziecko ono uśmiecha się wyciąga do mnie rękę, jest ktoś jeszcze… Ayako… zaraz to dziecko… ja go skądś znam, te szramy, znak wiru na koszulce… moja głowa… kto to jest? Gdzie on jest? Już go nie ma, ale jest ktoś inny podobny, troszkę wyższy… ten pomarańczowy dres to przecież ten ciołek, ale tamten chłopiec gdzie on się podział… gdzie on jest… GDZIE!!!  Zaraz widzę go… nie… a może? Przecież to ciągle Naruto tylko starszy, ale uśmiecha się tak jak tamten chłopiec… i ten ból czemu go ma w tych swoich oczach? Gdy był z nim drużynie zawsze miał taki głupkowaty wzrok, a teraz ten ból… on coś mówi tylko co? S…A…S…K…E… Woła mnie, wyciąga rękę… „Sasuke wróć do wioski, do domu, do twoich przyjaciół…” kto to mówi… to Itachi, tylko czemu nie ma sobie płaszcza akatsuki… no i jego hitai-ate nie jest pęknięte. „SASUKE!!” Kto? Co? Naruto? Przecież to ten chłopiec, to Naruto, cała trójka ciołek i ten najstarszy Naruto, uśmiechają się, cieszą się, wyciągają ręce, Itachi też i… i… Aya? Ona też się cieszy, też wyciąga rękę… co mam zrobić tutaj… jest tak ciemno… tam tak jasno… ja… ja chcę do nich muszę, chcę wrócić! POZWÓLCIE MI WRÓCIĆ!! Co? Gdzie jestem, a tak walka przecież trwa muszę pokonać Kyuubiego, muszę dla Ayi, dla Naruto nie mogę się poddać, Naruto nigdy by tego nie zrobił, sprowadził mnie do wioski, został tym cholernym Hokage, to ja muszę wygrać tą walkę… -Zanim Sharinganowiec przerwał tę technikę minęła cała minuta. W jego oczach natychmiast pojawił się mangekyou sharingan, którego zdobył podczas treningu u Orochimaru. Zaraz potem wokół niego zaczęly się kręcić kręgi fioletowej chakry, a z nich wyrosły czaszka i ręce. Susanoo, które aktywował zaatakowało potężną pięścią Demona. Teraz sytuacja wyglądała inaczej, Sasuke uśmiechnął się wrednie, gdy Kyuu po raz kolejny z trudem uniknął ciosu. To właśnie wtedy Dziewięcioogoniasty postanowił aktywować 5 wewnętrzny ogon, dzięki temu jego chakra po raz kolejny się zwiększyła. Zaczęła się dopiero zacięta walka cios za ciosem, i wciąż kolejne techniki. Tak zacięta walka trwała jeszcze godzinę, gdy ogromna ręka susanoo utworzyła chidori i z niebezpieczną prędkością kierowała się w stronę Kyuubiego, który nie chcąc być dłużny rzucił w niego kulę ognia dużo większą niż tą którą tworzą Uchiha. Wydawałoby się, że zaraz oboje zginą, jednak stało się coś dziwnego. Ognistą kulę zalał potężny wodny smok, a susanoo zostało zerwane przez cios pomarańczowego błysku. Na środku pola stanął czerwony ze złości Blondyn w zielonym płaszczu. (do. Aut. heheh… z tego zdania wyszła mi cała sygnalizacja świetlna hehe…J)
-Uwaga! Przedstawienie skończone! Proszę się natychmiast rozejść! –Wrzasnął Naruto, a wszyscy słuchając grzecznie rozkazu ruszyli w stronę wyjścia. –SASUKE! TAKI!- Krzyknął gdy oboje chcieli wtopić się tłum. –WY DWOJE ZA MNĄ! –Szósty ruszył w stronę budynku hokage, a za nim skruszeni niczym dwójka niesfornych dzieciaków.      
-CO TO MA WSZYSTKO ZNACZYĆ?! –Spytał wściekle Uzumaki, stając za swoim biurkiem. –Mogę wiedzieć, czemu chcieliście wybić siebie i całą wioskę po drodze zniszczyć? –Dopytywał dalej.
-Ej walczyliśmy przedtem całe dwie godziny i nawet ni zwróciłeś na to uwagi. –Mruknął pod nosem Sasuke
-Bo miałem ważniejsze sprawy na głowie, niż opanowywanie każdej podwórkowej bójki. A ty Taki nie mogłeś się powstrzymać do cholery! Przecież wiesz, że mamy teraz kłopoty i trzeba się zbierać w drużyny i razem walczyć, a nie zabijać siebie nawzajem! –Krzyczał coraz ciszej Naruto.
-Przepraszam -Mruknęli chórem
-W porządku, tylko żeby mi się to nie powtórzyło. –Westchnął Namikaze nie mając siły się wściekać. –Idźcie do szpitala, niech ktoś was opatrzy. I pamiętajcie, że o ósmej mamy spotkanie rady. A teraz won mi stąd!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz