-Itachi, nie zrobisz z tym nic? Przecież Sasuke…
coś może mu się stać, po za tym nie powinni walczyć tak ostro między sobą.
–Powiedziała, gdy Sasuke po raz kolejny rzucił śmiercionośną technikę w stronę
Takiego, a ten odparował dużo groźniejszą.
-Właściwie, to ja nic nie mogę zrobić. Znam aż za
dobrze Sasuke i wiem, że nie oderwałbym go za nic od tej walki. Jedyne co bym
dostał, po wparowaniu do tej walki, to pobyt w szpitalu z ciężkimi ranami.
Tymczasem, Ayako
wchodziła do kwiaciarni po zioła.
-O! A ty tutaj? –Zdziwiła się Ino
-A czemu? To źle?
-Nie, nie. Ale myślałam, że skoro twoi kochankowie
razem walczą to będziesz obserwować tą walkę.
-Jacy moi kochankowie?
-Noo… Sasuke i Taki. Sama słyszałam jak się o
ciebie kłócili. Hihihi…
-Wiesz co ja nie mam czasu. Daj mi proszę wszystko
co się da z tej listy i lecę.
-Ta ok. –Ino spojrzała fachowym okiem na listę, po
czym zniknęła wśród kwiatów. Gdy po kilku minutach wróciła powiedziała tylko
–Masz rację spiesz, w końcu musisz zobaczyć, który wygrywa. –Jednak Aya tylko
rzuciła kasę na ladę i nie słuchając przyjaciółki wybiegła ze sklepu.
Pobiegła szybko do domu, tam rzuciła zakupy na stół
i nic nie tłumacząc ojcu wybiegła z domu. Na pole na którym, jak się po drodze
dowiedziała, walczyli Taki i Uchiha. Po dotarciu na miejsce wypytała kilku
najbliżej stojących co się dzieje i jaka jest sytuacja. Walka była wyrównana choć
widać było, że Taki się świetnie bawi, Sasuke ledwo mu dotrzymuje kroku, choć
dzielnie się trzyma.
-Kuso!! Jak zaraz czegoś nie wymyślę to zrobi ze
mnie pośmiewisko przed Ayą! –Krzyczał w myślach Sharinganowiec i nagle
przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Wykonał kilka pieczęci, dmuchnął potężnie
i wielka kula ognia popędziła w stronę Rudzielca. Jednak ten zrobił szybki
unik, na miejscu czekał na niego Uchiha ułożył dłonie w pieczęć i wybuchnął, a
razem z nim klon Demona.
-Heheh… przez wiele lat trenowałem z Naruto, nie
nabierzesz mnie na tak prostą sztuczkę. –Zaśmiał się Kyuu. W odpowiedzi Młodszy
Uchiha rzucił mu kolejną kulę ognia, by po chwili rzucić z natarciem, które i
tak zostało sparowane. Jednak Sasuke nie przejął się tym specjalnie bo po
chwili spod ziemi wyłonił się ogromny, ognisty smok, który rzucił się na
Czerwonowłosego. Ten stał chwilę nie mogąc się ruszyć ze zdziwienia, skąd ten
dzieciak zna takie potężne jutsu. Jednak szybko otrząsnął się z szoku ułożył z
dłoni kilka pieczęci i mruknął Kakushin no jutsu. Użył go na swoim przeciwniku,
dowiedział się dzięki temu że będą mogli jeszcze powalczyć z jakieś 3 godzinki
zanim Lisi demon wygra. Następnie użył techniki klonowania. Sam Kyuu użył
Nikutai Keimusho, zaś jego klony użyły Chakra Keimusho i Seishin Keimusho.
Sasuke natychmiast poczuł jakby jego ciało oplatały ciernie, nie wiedział czemu
nie mógł użyć chakry do przerwania tego bólu, a zaraz potem poczuł ogromny ból
w duszy. Ten ostatni ból pamiętał doskonale jakby to było wczoraj, podobnie
czuł się, gdy Itachi po wybiciu klanu użył na nim Mangekyou Sharingana. I tak
samo czuł się teraz, ten sam ból, ten sam smutek, ta sama pustka… jest tylko on
i jego smutek. Choć nie do końca… tam daleko jest… co to? Jakieś światełko? Nie
to… to Itachi, ale nie jest sam obok kto to? Dziecko? To nie jest zwykłe
dziecko, te szramy na jego policzkach, ból w jego oczach taki podobny ból do
tego który właśnie odczuwał on sam, jednak to dziecko ono uśmiecha się wyciąga
do mnie rękę, jest ktoś jeszcze… Ayako… zaraz to dziecko… ja go skądś znam, te
szramy, znak wiru na koszulce… moja głowa… kto to jest? Gdzie on jest? Już go
nie ma, ale jest ktoś inny podobny, troszkę wyższy… ten pomarańczowy dres to
przecież ten ciołek, ale tamten chłopiec gdzie on się podział… gdzie on jest…
GDZIE!!! Zaraz widzę go… nie… a może?
Przecież to ciągle Naruto tylko starszy, ale uśmiecha się tak jak tamten
chłopiec… i ten ból czemu go ma w tych swoich oczach? Gdy był z nim drużynie
zawsze miał taki głupkowaty wzrok, a teraz ten ból… on coś mówi tylko co?
S…A…S…K…E… Woła mnie, wyciąga rękę… „Sasuke wróć do wioski, do domu, do twoich
przyjaciół…” kto to mówi… to Itachi, tylko czemu nie ma sobie płaszcza
akatsuki… no i jego hitai-ate nie jest pęknięte. „SASUKE!!” Kto? Co? Naruto?
Przecież to ten chłopiec, to Naruto, cała trójka ciołek i ten najstarszy
Naruto, uśmiechają się, cieszą się, wyciągają ręce, Itachi też i… i… Aya? Ona
też się cieszy, też wyciąga rękę… co mam zrobić tutaj… jest tak ciemno… tam tak
jasno… ja… ja chcę do nich muszę, chcę wrócić! POZWÓLCIE MI WRÓCIĆ!! Co? Gdzie
jestem, a tak walka przecież trwa muszę pokonać Kyuubiego, muszę dla Ayi, dla
Naruto nie mogę się poddać, Naruto nigdy by tego nie zrobił, sprowadził mnie do
wioski, został tym cholernym Hokage, to ja muszę wygrać tą walkę… -Zanim
Sharinganowiec przerwał tę technikę minęła cała minuta. W jego oczach
natychmiast pojawił się mangekyou sharingan, którego zdobył podczas treningu u
Orochimaru. Zaraz potem wokół niego zaczęly się kręcić kręgi fioletowej chakry,
a z nich wyrosły czaszka i ręce. Susanoo, które aktywował zaatakowało potężną
pięścią Demona. Teraz sytuacja wyglądała inaczej, Sasuke uśmiechnął się
wrednie, gdy Kyuu po raz kolejny z trudem uniknął ciosu. To właśnie wtedy
Dziewięcioogoniasty postanowił aktywować 5 wewnętrzny ogon, dzięki temu jego
chakra po raz kolejny się zwiększyła. Zaczęła się dopiero zacięta walka cios za
ciosem, i wciąż kolejne techniki. Tak zacięta walka trwała jeszcze godzinę, gdy
ogromna ręka susanoo utworzyła chidori i z niebezpieczną prędkością kierowała
się w stronę Kyuubiego, który nie chcąc być dłużny rzucił w niego kulę ognia
dużo większą niż tą którą tworzą Uchiha. Wydawałoby się, że zaraz oboje zginą,
jednak stało się coś dziwnego. Ognistą kulę zalał potężny wodny smok, a susanoo
zostało zerwane przez cios pomarańczowego błysku. Na środku pola stanął
czerwony ze złości Blondyn w zielonym płaszczu. (do. Aut. heheh… z tego zdania
wyszła mi cała sygnalizacja świetlna hehe…J)
-Uwaga! Przedstawienie skończone! Proszę się
natychmiast rozejść! –Wrzasnął Naruto, a wszyscy słuchając grzecznie rozkazu
ruszyli w stronę wyjścia. –SASUKE! TAKI!- Krzyknął gdy oboje chcieli wtopić się
tłum. –WY DWOJE ZA MNĄ! –Szósty ruszył w stronę budynku hokage, a za nim
skruszeni niczym dwójka niesfornych dzieciaków.
-CO TO MA WSZYSTKO ZNACZYĆ?! –Spytał wściekle
Uzumaki, stając za swoim biurkiem. –Mogę wiedzieć, czemu chcieliście wybić
siebie i całą wioskę po drodze zniszczyć? –Dopytywał dalej.
-Ej walczyliśmy przedtem całe dwie godziny i nawet
ni zwróciłeś na to uwagi. –Mruknął pod nosem Sasuke
-Bo miałem ważniejsze sprawy na głowie, niż
opanowywanie każdej podwórkowej bójki. A ty Taki nie mogłeś się powstrzymać do
cholery! Przecież wiesz, że mamy teraz kłopoty i trzeba się zbierać w drużyny i
razem walczyć, a nie zabijać siebie nawzajem! –Krzyczał coraz ciszej Naruto.
-Przepraszam -Mruknęli chórem
-W porządku, tylko żeby mi się to nie powtórzyło.
–Westchnął Namikaze nie mając siły się wściekać. –Idźcie do szpitala, niech
ktoś was opatrzy. I pamiętajcie, że o ósmej mamy spotkanie rady. A teraz won mi
stąd!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz