-Yo! Kakashi-sen…pai –Krzyknął Naruto
-Wystarczy samo Kakashi –Odpowiedział na zakłopotanie Chłopaka
-??
-Ekhmm..
no cóż Minato-sensei był dla mnie jak ojciec. –chrząknął Hatake. –Jesteś
jego synem, od kiedy się urodziłeś uważałem Cię za młodszego braciszka.
-Co? Jak? Kiedy? –Dziwił się Niebieskooki
-Uwierz
mi, że chciałem Cię wziąć pod swoją opiekę.–Przepraszał Ciemnooki
–Teraz wiem, że to starszyzna wymyślała te wszystkie przepisy i misje,
bym nie mógł tego zrobić. Nawet zakazali mi z tobą rozmawiać,
dlatego jedyne, co mogłem to po cichu ratować Cię z kłopotów. Chciałem…
-Nic już nie mów Kakashi-niichan. –uśmiechnął sięNaruto, by po chwili wybuchnąć gromkim śmiechem.
-Co się stało? –Spytał zaskoczony Kakashi
-N-nic..
–Opanowywał swój śmiech Uzumaki –Znaczy..khehe.. Ja, od kiedy byłem
mały, zawsze byłem sam, a przynajmniej tak myślałem.–Tłumaczył –A teraz,
mimo, że nie mam już żyjącej rodziny, mam mnóstwo starszych braci. Tutaj
każdy świętuje spełnienie jednego z moich marzeń. Ja,nigdy nawet nie
marzyłem by tak było.
-Ehh..
i co się stało z tym małym rozwrzeszczanym dzieciakiem. –Westchnął
Starszy Brat –W każdym razie, gratuluję zostania Rokudaime Hokage.
-Dziękuje
Kakashi-niichan –Podziękował Blondyn –Ten dzieciak wyrósł już z udawania
kogoś, kim nie jest. Właśnie jest coś, co zawsze mnie zastanawiało.
Dlaczego nigdy nie chciałeś mnie trenować?
-Wiesz..
–Zaczął Szaro-włosy –Nigdy nie uważałem się za kogoś kompetentnego do
nauki. To, że zostałem senseiem to, dlatego, ż epoprosiłem o to
Trzeciego. Do tego na szczęście nie wciskali się starsi.
Wtedy przynajmniej mogłem z tobą być bliżej. Nie umiałem Cię uczyć, bo
wiesz byłem trochę nad opiekuńczy wobec Ciebie. A Sasuke to Sasuke.
Kilka stolików dalej siedziały dwie dziewczyny wtulone w swoich partnerów.
-Itachi-kun –Odezwała się Różowo-włosa –Czy my też..Kiedyś? Jak myślisz?
-Sakurciu,
jeśli chcesz to nawet teraz, ale to byłoby przyćmione świętem Naruto. A
chciałbym by oświadczyny były twoim świętem.–Odpowiedział
-Wiem, chciałam tylko być pewna. –Odezwała się Haruno
-Ne, ne to, na kiedy przygotowywać na wasz ślub?–Spytała Blondynka, siedząca naprzeciwko pary.
-Ino-chan! Daj już spokój im dziś. –Mruknął Brunet przytulając się do niej.
-Nie
mogę Kibuś! Hinata nie pozwoliła mi się przygotować za swój ślub!
–Zaprotestowała Ino –Nie mogę iść nieprzygotowana poraz kolejny.
-Właśnie! Propo ślubu Kurenai-sensei i Asuma-sensei, też będą mieli niedługo ślub, prawda? –Spytała Kiba
-Faktycznie! –Spanikowała Yamanaka –Muszę wszystko przygotować. No i jeszcze imprezę dla Hinaty.. Jak ja sobie z tym poradzę?!
-Spokojnie pomogę Ci. –Zaproponowała Sakura
-I ja, oczywiście. –Poparł Kiba
-Ja, także. –Odezwał się Itachi będąc pod naporem oczu Zielonookiej.
Aya siedziała
pod ścianą, strasznie się cieszyła szczęściem Naruto,
swojego przyjaciela. Właśnie tylko przyjaciela, w głębi duszy już dawno
przestał nim być, był jej ukochanym. Nawet nie wiedział jak cierpiała,
gdy to Hinata wygrała wyścig do jego serca.
-Cześć! Ayuś? Co się stało? –Pytał zmartwiony Ojciec
-Nic, się nie stało. Czemu? –Odpowiedziała
-Jak ”nic” –Powiedział Takero –Przecież widzę, że coś się dzieje. Drugi raz mnie nie oszukasz.
-Cieszę się, że Naruto spełnił swoje marzenia. Jest świetnie. –Uśmiechnęła się fałszywie Złotooka.
-Ehh..
Rozumiem to nie ja jestem od pocieszania Cię..- Powiedział smutny –Już
dawno temu mnie odsunęłaś. Sądzę, że ten Młodzieniec bardzo by chciał do
Ciebie podejść. To ja już pójdę. –Skończył wskazując na Sasuke i wstając
od stolika.
-Hej –Przywitał się Uchiha
-Yo –Odpowiedziała pogardliwie
-Jak tam? Pewnie teraz jesteś szczęśliwa, Narut odopełnił swego. – Zaczął rozmowę Czarnooki
-No jasne! –Powiedziała głośniej –Ja nigdy w to nie wątpiłam.
--Od jakiegoś czasu, też pozbywałem się wątpliwości. –Kontynuował Sharinganowiec
-Spokoo… -mruknęła sceptycznie
-Nie!
–Przerwał długą ciszę Sasuke –Słuchaj mnie proszę! Chcę Ci powiedzieć,
że Cię kocham. Wiem, że mnie nienawidzisz isłusznie. Proszę, wiem, że
jesteś smutna, kochasz Naruto widzę to. Uwierz mi,że znam się na wzroku
nieszczęśliwie zakochanego człowieka, w końcu podobny wzrok widzę, co
dzień w lustrze.
-Ty, ty mówisz prawdę? Ty mnie..? –Dziwiła się Aya
-Tak…
Nie zdążył skończyć, bo Aya uciekła z lokalu. A on..Nic nie zrobił. Nie umiał nic zrobić, nie wiedział, co.
I tak zakończył się ważny dzień dla Konohy. Spokojny, jak na swoje standardy. Nikt nie wie, co przyniosą kolejne dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz