niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 50

Naruto krzyknął z bezsilności, wściekłości i smutku, by po chwili wokół niego zaczęła wirować czerwona chakra kyuubiego.
-Powstrzymam go –Powiedział Yamato.
-Stój! Nie możemy, wracamy do wioski. Naruto poradzi sobie.- Zastopował go Itachi.
-Ale…
-Żadnych „ale” wracamy do wioski.
-Tak jest.
Dwójka szybko uciekła od walki jinchuuriki.
    Tymczasem Naruto bez kontroli, czy jakiejkolwiek strategii atakował Mizukiego. Ten zaś, nie wiedząc co zrobić, aktywował czwarty ogon i unikał jego ataków. Trwało to dłuższy czas, gdy w pewnym momencie Touji wykorzystał luki w obronie Hokage, a ten posłany w drzewa otrząsnął się. Spojrzał wściekle na wroga i aktywował podwójne sage mode. Następnie skumulował całą chakrę kyuubiego w ogromnego i czerwonego rasenshurikena, podlatując ku górze.
Taki kręcił się zaniepokojony, od kilku minut nie mógł złapać choćby śladowego kontaktu z Naruto. A to nie było podobne do niego.
-No i gdzie on jest? –Krzyknął zdenerwowany.
-Na pewno niedługo wróci. –Wyszeptała zmęczona Tsunade.
-Może… może niech ktoś pójdzie na zwiady. –Zaproponował zrozpaczony Kakashi. Jednocześnie przed oczami miał Obito przygniecionego skałami, Rin, która z bezgłośnym krzykiem upadała po śmiercionośnym ciosie i Minato wraz z Kushiną oddający życie dla syna i wioski. Kakashi strasznie się bał o swojego małego braciszka.
-Nie radzę, Naruto wiadomości o śmierci Hinaty, nie przyjął zbyt dobrze. –Mruknął Itachi.
-Może jednak lepiej było go powstrzymać? –Wtrącił się zuchwale Yamato.
-Wcale nie lepiej, a po za tym co byśmy na tym zyskali? –Spytał retorycznie starszy Uchiha.
-CHOLERA!! Ale dlaczego nie zostawiliście tam nikogo co? –Wściekł się Jiraya, który również bał się o swojego ucznia.
-Jiraya, razem z nim jest Katsuyu, podobno Naruto sobie radzi, ale ma aktywowany już ósmy ogon. –Mruczała smutna Piąta.
-Naruto mam nadzieje, że nie zrobiłeś nic głupiego. –Pomyślał Kyuubi.
    W tym samym czasie w schronie siedzieli wszyscy cywile, dzieci, uczniowie i gennini pod opieką nauczycieli akademii, a także drużyna Ebisu dla pomocy.
-Konohamaru, myślisz, że z Naruto jest wszystko dobrze? –Zmartwiła się Moegi, trzymając w rękach śpiącego Hiroto.
-Obiecał, że wróci. On zawsze dotrzymuje słowa. –Odpowiedział z lekką dozą niepewności.
-Mam nadzieje. –Wyszeptała bujając Hiroto, który zaczął płakać.
-Proszę o uwagę! Właśnie dostałem wiadomość od zewnątrz, demon został pokonany… –Ogłosił jeden z nauczycieli.
-Niestety Rokudaime-sama jeszcze nie wrócił z misji. –Zakończył, przekrzykując okrzyki „niech żyje Naruto”. Po tej wiadomości, po raz kolejny po Sali przebiegł wiatr nie pokoju.
-Przepraszam, a co z Hinatą-sama? –Spytała cicho Moegi.
-Niestety, przykro mi ale nie żyje.
Konohamaru wstrząśnięty informacjami, przysiadł na podłodze i zaciskając pięści próbował powstrzymać najstraszniejsze scenariusze które plątały się po jego głowie.
-A wiadomo co się dzieje z Naruto? –Spytał Iruka odrywając się od swoich zajęć.
-Wiadomo, że dalej walczy z Mizukim i nic więcej nie podają. –Padła odpowiedz, a spochmurniały Umino wrócił do swojego zadania.
    Zdenerwowana Aya chodziła wte i wewte koło bramy. Gdy spojrzała na drogę za wioską, w oddali ujrzała znajomą żółtą czuprynę. Krzyknęła uradowana i pobiegła w stronę przyjaciela. Reszta spojrzała w jej stronę podejrzewając ją o stratę zmysłów, jednak i oni po chwili ujrzeli swego młodego bohatera.
-Naruto. Nic Ci nie jest? –Krzyknęła zmartwiona Ayako podbiegając do niego.
-Aya… Poproś Tsunade,… Kakashiego… i… Takiego. Zaprowadźcie… mnie… do Hinaty. –Wysapał zmęczony Chłopak.
-Robi się. –Powiedziała próbując złapać go pod ramię, ale ten wyrwał się i ruszyła od razu wykonać zadanie. Gdy reszta jouninów do niego podbiegła, stał już dumny, wyprostowany i z wytrenowanym sztucznym uśmiechem, w głębi umierając ze smutku za swoją ukochaną.
-Hokage-sama wszystko w porządku…
-Naruto już dobrze…
-Rokudaime-sama pokonałeś Mizukiego? –Zewsząd padały pytania.
-Tak już wszyscy są bezpieczni. –Odpowiedział uśmiechając się jeszcze szerzej.
-Naruto możemy już iść. –Powiedziała Tsunade.
-W porządku idziemy. –Ruszył Naruto.
    Na miejscu ujrzeli zapłakanych członków Hyuuga, najbliżej jego ukochanej siedzieli Hiashi, Hanabi i Neji. Gdy Naruto zobaczył białą, całą we krwi i poranioną Hinatę upadł na kolana i rozpłakał się na całe gardło. Po kilku minutach jego porażającego płaczu, cicho odezwała się Tsunade:
-Naruto, chodź musimy Cię wyleczyć, twój syn już wyszedł ze schronu, teraz jest pewnie w domu.
-…D-dobrze, chodźmy d-do mojego domu. T-tam mnie wyleczysz C-ciociu. –Odpowiedział łkając.
Tym razem idąc przez wioskę Naruto nie dał rady ukrywać swego płaczu. Radośni mieszkańcy, gdy tylko spojrzeli w stronę zrozpaczonego przywódcy natychmiast mu współczuli. W domu czekali na nich Konohamaru, Moegi i Hiroto. Młodych zaraz wyprowadzono z domu, zaś medyczka natychmiast wzięła się do pracy. Po kilku godzinach leczenia w domu pozostali już tylko Kakashi, który nie dał się wyprosić, Taki i
Tsunade. Namikaze sam poprosił swoją przyjaciółkę by poszła do domu.
-Naruto… -Szepnęła Tsunade przerywając. –Ty… z tobą jest źle, zupełnie nie wiem co Ci jest.
-Ale ja wiem… Naruto prosiłem Cię… -Powiedział zły Taki. –Umierasz, wykorzystałeś całą moją chakrę która w tobie była…
-A-ale Taki… nie można… nie da rady…
-Naruto, nieświadomie dokonałeś sam na sobie ekstracji bijuu… gdyby nie krew twojej matki nie przeżyłbyś jeszcze tak długo…
Takiemu nie dane było dokończyć ponieważ Naruto, ponownie zaczął płakać.
-Kakashi… Aniki… Jesteś jego wujkiem, jesteś wujkiem Hiroto… pamiętaj…-Mruczał po jakimś czasie, próbując wstać.
-Będę pamiętać. –Odpowiedział Białowłosy ze łzami w oku.
-Naruto, dokąd idziesz? –Spytała troskliwie Blondynka.
-Do syna. –Odpowiedział zamykając drzwi do pokoju dziecka. Chwiejąc się lekko podszedł do łóżeczka w którym leżał mały blondynek, wziął go na ręce i usiadł na podłodze opierając się o ścianę.
-Hiroto-kun… Nie martw się Tatuś jest przy tobie… Nie bój się synku… Już nic Ci się złego nie stanie… Tatuś im na to nie pozwoli… Już zawsze będzie przy tobie…Hiroto-kun… Hiro-kun… Mój mały synek… mój dzielny synek… mój synek…mój Hiro-kun… mój synek… -Po czasie zza drzwi słychać było już tylko cichy płacz dziecka.

                                    ~~*~~
No i mamy smutny koniec. :( Ehh... Wiem, że te wszystkie rozdziały miałam dodawać raz w tygodniu, ale nawał pracy i innych obowiązków, no i sam fakt, że myliło mi się gdzie już dodałam, a gdzie jeszcze muszę dodać kolejny rozdział, zmusił mnie do takiego rozwiązania. Mam nadzieję, że podobał się wam mój blog i zapraszam na jego dalszą część http://hiroto-tantei.blogspot.com/
 
Ah i jeszcze mała prośba, jeśli przeczytaliście tego bloga, albo chociaż kilka rozdziałów to bardzo proszę napiszcie mi o tym tu pod tym rozdziałem. Dziękuję wszystkim i Pozdrawiam :)

Rozdział 49

Godzina ósma na Sali Obrad zebrali się kolejno przedstawiciele Uchiha Itachi i Sasuke, przedstawiciele Hyuuga Hiashi i Hinata, przedstawiciel Sarutobi Asuma, były Generał Armii Konohy Hike Takero i Hike Ayako jako przedstawicielka oddziałów ANBU, starszyzna czyli Tsunade i Jiraya, Kyuubei Taki najbliższy asystent Hokage i rzecz jasna Rokudaime Hokage Namikaze-Uzumaki Naruto. Po szybkim zajęciu swoich miejsc rozpoczęli rozmowy.
-Mizuki Touji nukennin klasy B, aktualnie awansował na nukennina klasy S. Oskarżony o wymuszenie kradzieży tajnego zwoju Konohy,próbę morderstwa ucznia akademii, a także podejrzany o morderstwa na Yugito Nii jinchuuriki Niibi i Roshiego jinchuuriki Yonbiego oraz porwanie dwójki potężnych demonów. –Ayako skończyła czytać raport.
-Wygląda na to, że poluje na Ciebie Naruto.–Odezwała się Tsunade.
-Dlaczego mnie to nie dziwi. –Westchnął Blondyn.–Taki wyczuwasz może kogoś?
-Na szczęście póki co, nie. Dam znać jakby co.
-W porządku, trzeba będzie wzmocnić straże…
-Już się tym zająłem. –Mruknął młody Hokage.
-Naruto, a ty sam nie możesz wziąć jakiejś drużyny i go pokonać? –Spytał Sasuke.
-No i kogo ma wziąć przeciwko, prawdopodobnie jinchuuriki czterech ogoniastych na raz? –Wtrącił się Jiraya.
-Chociaż można wysłać zwiadowców i spróbować zaatakować od tyłu. I na przykład odebrać mu przynajmniej jednego demona. –Zaproponował Takero.
-Ale jak? Jak odebrać? –Spytała Tsunade

-„Chakra Chains” –Odpowiedział Hike

-To…czy to nie jest przypadkiem bariera mojej mamy? –Zainteresował się Naruto

-Dokładnie,może nie do końca odebrać, ale przynajmniej unieruchomić choć jednego demona,to by w pewnym sensie pomogło.

-Taa…tyle że nie chciałbym używać Tenshi no jutsu, przynajmniej nie na mamie, nie chciałbym jej wykorzystywać jak… no nie wiem… Taki znasz to może?

-Czy znam? Ja to doskonale pamiętam, niezbyt miłe, ale skuteczne… tak wiem jak to wykonać.

-Tenshi no jutsu? –Zdziwił się Hiashi.

-Tajna technika Namikaze.. –Odpowiedział od niechcenia. –Ale to może być to teraz już pamiętam, tyle że wciąż nie znamy jego miejsca pobytu.

-Może jakaś drużyna zwiadowców? –Zaproponowała Hinata.

-Ogoniaste znane są z doskonałego wykrywania chakry wroga. Jeśli Mizuki rzeczywiście jest ich jinchuuriki, to nie ma szans na szybkie zwiady, bo ich wykryje i pozabija.–Przystopował pomysł Itachi.

-To prawda, ale nie może być jinchuuriki kilku na raz. To niemożliwe…o coś wyczuwam. –Odezwał się Rudy. –Na granicy Ame i Suny, wyczuwam chyba Shiroi tora.

-Wyczuwasz ich, mimo że są tak daleko? –Zdziwił się Takero.

-Cóż,w mojej dawnej wiosce uważano, że mam demoniczną chakrę. Między innymi dlatego mnie stamtąd wygnano. –Wyminął Kyuubei.

-W każdym razie, kieruje się w naszą stronę. –Powiedział Naruto.

-A ty skąd to wiesz? –Zdziwił Hiashi.

-Kyuubi mi pomógł.

-Tonie mogłeś sam ich wykryć? –Pytał dalej Hiashi.

-Kyuubi to najpotężniejszy demon, o czym mi stale przypomina. Nie zawsze mu się chce,mi pomagać.

-Pomoże jak się go ładnie poprosi, przecież. –Wtrącił się Taki, pękając w myślach ze śmiechu.

-Nie zawsze, ale nie przyszliśmy tu rozmawiać o Kyuubim tylko o Mizukim. Taki, jak myślisz? Za ile tu będą?

-A twój kyuubi Ci nie powie? –Zaśmiał się Kyuubei, a pod groźbą wzroku Naruto,szybko odpowiedział. –Ekhem… sądzę, że mogą się tu pojawić jeszcze dziś.

-Rozumiem,czyli możemy pójść planem Takero-san. Itachi pójdziesz ze mną. Zbierzemy drużynę i ruszymy w jego stronę. Resztę zostawiam tobie Tsunade-sama.–Zakomenderował Naruto i ruszył do wyjścia.

-Cały Minato, rozkazać i pójść w swoją stronę. –Powiedzieli chórem Takero, Tsunade iJiraya.

-Myślę,że Naruto nie ucieszyłby się z tej wypowiedzi. –Mruknął Taki powoli idąc do wyjścia.

-Niby czemu? –Zdziwił się Jiraya.

-Nielubi jak się go porównuje do rodziców. Jest idiotą i sądzi, że nie może się równać z nimi, no i chce by uważano go za Naruto, a nie za syna swoich rodziców.

-Prawie jak Konohamaru. –Odezwał się Asuma stojąc już na korytarzu.

       Po półgodzinie przed bramą stali już Naruto, Itachi, Yamato i Taki. Pojawiła się tam także Tsunade wraz ze swoją ślimaczycą.

-Naruto,myślisz że pójdziesz bez mojej Katsuyu? –Spytała groźnie Tsunade.

-Yhmh…Fakt… Co prawda chciałem zostawić klona, ale może to będzie lepszy pomysł.Dziękuję. –Zawstydził się Naruto, układając ślimaka w kieszeni bluzy.

-Ganbare!–Krzyknął Jiraya z dachu stróżówki.

-Odaijini.–Uśmiechnęła się Tsunade.

-Jasne!W schronie czeka na mnie syn, nie mogę się spóźnić. W razie kłopotów dowództwo przejmuje Itachi. Yoi! Ikuze! –Naruto zwrócił się do drużyny.

       -Taki, daleko jeszcze? –Spytał po godzinie szybkiego biegu Itachi.

-Nie,wcale nie, jeszcze jakieś tylko 100 km.

-TYLKO!–zdziwił się Yamato.

-Yhhh…Nie mamy czasu Taki pomożesz mu, wycieńczony nam się nie przyda, a ja nie chcę się spóźnić na spotkanie z Mizukim. –Zirytował się Blondyn.

-No i się nie spóźnisz. –Odpowiedział Kyuubi. –Idzie w naszą stronę, przy tej prędkości będzie tu lada chwila. Co robimy?

-hmm…-Naruto przystanął na gałęzi, a reszta zaraz za nim. –Przygotujmy nasz plan tutaj, wszystko tak jak było ustalone. Zaczekamy na niego tutaj. –Wszyscy natychmiast ruszyli się do przygotowań. Tymczasem Katsuyu przysłała kolejne złe nowiny:

-Uwaga!W Konoha pojawił się bliżej nieokreślony demon.

-To pewnie Jukujo, bo nie czuje jego chakry. –Mruknął Rudy.

-Dają sobie radę? –Spytał Uzumaki

-Ledwo.Walczą z nim Tsunade, Jiraya, Sasuke, Hi… i kilku innych jonninów. –Zaciął się ślimak.

-Rozumiem.–Warknął cicho Hokage.

-O cicho zbliża się! –Szepnął Itachi.

I w tym momencie Kyuubi wyskoczył za Mizukim, ułożył ręce w pieczęciach i użył Chakra Chains. Dzięki temu ogromne łańcuchy oplotły tygrysiego demona. Tak jak podejrzewali Taki i Itachi, Touji był jinchuuriki yonbiego, a niibi był pod jego kontrolą. Dlatego Yamato użył na nim Hokage-shiki JijunJutsu Kakuan Nitten Suishu, co go zablokowało w pewien sposób. W ten sposóbna polu walki zostali tylko Itachi, Naruto i jinchuuriki yonbiego Mizuki. Zaczęłas ię potężna walka. Nukennin pomimo krótkiego stażu nosiciela dobrze panował nad swoim bijuu. Jednak w przeciwieństwie do Naruto atakował tylko za pomocą chakry demona.

-Narutoteraz możemy użyć Keiyaku Fūin. Wiesz jak tego użyć?–Pomyślał Rudy

-Taa..pamiętam czytałem trochę ze zwojów ojca. –Odpowiedział Naruto. –Itachi zajmij go czymś ja spróbuje go zaskoczyć od tyłu. –Szepnął i zniknął.

-Rozumiem.–Rzekł w pustkę Uchiha i ruszył z natarciem na przeciwnika. Wykorzystując swoje kekkei genkai, utworzył amaterasu. Jak się można było spodziewać Białowłosy uniknął tego ataku. Tak Itachi „bawił” się z nim kierując go w stronę ukrytego Namikaze. Trwało to pewien czas, gdy w końcu Mizuki poczuł cios w plecy, dzięki temu stracił kontrolę nad Shiroi tora, Jukujo i Dwu-ogoniastym demonem. Dwójką z nich zajął się natychmiast Kyuubi posyłając ich z powrotem do wioski demonów.

-Naruto ja lecę do Konohy poradzicie sobie nie? –Przekazał Ognistowłosy.

-Jasne leć i weź stamtąd swojego kumpla.     

       Taki ledwie zniknął gdy ponownie odezwała się Katsuyu.

-Naruto…mam złe wieści… Hinata, zginęła w walce.

Rozdział 48

Po godzinie rywale stawili się na polu. Razem z nimi widownia, która o walce dowiedziała się od Ino i kilku innych świadków kłótni tej dwójki. Stanęli naprzeciw siebie, popatrzyli groźnie, rzucili w siebie kunaiami i odskoczyli. To był start, Uchiha jak to członek swojego klanu od razu aktywował sharingana, którym próbował oszukać demona. Tymczasem na widowni stała zmartwiona Sakura i spokojny Itachi.
-Itachi, nie zrobisz z tym nic? Przecież Sasuke… coś może mu się stać, po za tym nie powinni walczyć tak ostro między sobą. –Powiedziała, gdy Sasuke po raz kolejny rzucił śmiercionośną technikę w stronę Takiego, a ten odparował dużo groźniejszą.
-Właściwie, to ja nic nie mogę zrobić. Znam aż za dobrze Sasuke i wiem, że nie oderwałbym go za nic od tej walki. Jedyne co bym dostał, po wparowaniu do tej walki, to pobyt w szpitalu z ciężkimi ranami.
Tymczasem, Ayako wchodziła do kwiaciarni po zioła.
-O! A ty tutaj? –Zdziwiła się Ino
-A czemu? To źle?
-Nie, nie. Ale myślałam, że skoro twoi kochankowie razem walczą to będziesz obserwować tą walkę.
-Jacy moi kochankowie?
-Noo… Sasuke i Taki. Sama słyszałam jak się o ciebie kłócili. Hihihi…
-Wiesz co ja nie mam czasu. Daj mi proszę wszystko co się da z tej listy i lecę.
-Ta ok. –Ino spojrzała fachowym okiem na listę, po czym zniknęła wśród kwiatów. Gdy po kilku minutach wróciła powiedziała tylko –Masz rację spiesz, w końcu musisz zobaczyć, który wygrywa. –Jednak Aya tylko rzuciła kasę na ladę i nie słuchając przyjaciółki wybiegła ze sklepu.
Pobiegła szybko do domu, tam rzuciła zakupy na stół i nic nie tłumacząc ojcu wybiegła z domu. Na pole na którym, jak się po drodze dowiedziała, walczyli Taki i Uchiha. Po dotarciu na miejsce wypytała kilku najbliżej stojących co się dzieje i jaka jest sytuacja. Walka była wyrównana choć widać było, że Taki się świetnie bawi, Sasuke ledwo mu dotrzymuje kroku, choć dzielnie się trzyma.
-Kuso!! Jak zaraz czegoś nie wymyślę to zrobi ze mnie pośmiewisko przed Ayą! –Krzyczał w myślach Sharinganowiec i nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Wykonał kilka pieczęci, dmuchnął potężnie i wielka kula ognia popędziła w stronę Rudzielca. Jednak ten zrobił szybki unik, na miejscu czekał na niego Uchiha ułożył dłonie w pieczęć i wybuchnął, a razem z nim klon Demona.
-Heheh… przez wiele lat trenowałem z Naruto, nie nabierzesz mnie na tak prostą sztuczkę. –Zaśmiał się Kyuu. W odpowiedzi Młodszy Uchiha rzucił mu kolejną kulę ognia, by po chwili rzucić z natarciem, które i tak zostało sparowane. Jednak Sasuke nie przejął się tym specjalnie bo po chwili spod ziemi wyłonił się ogromny, ognisty smok, który rzucił się na Czerwonowłosego. Ten stał chwilę nie mogąc się ruszyć ze zdziwienia, skąd ten dzieciak zna takie potężne jutsu. Jednak szybko otrząsnął się z szoku ułożył z dłoni kilka pieczęci i mruknął Kakushin no jutsu. Użył go na swoim przeciwniku, dowiedział się dzięki temu że będą mogli jeszcze powalczyć z jakieś 3 godzinki zanim Lisi demon wygra. Następnie użył techniki klonowania. Sam Kyuu użył Nikutai Keimusho, zaś jego klony użyły Chakra Keimusho i Seishin Keimusho. Sasuke natychmiast poczuł jakby jego ciało oplatały ciernie, nie wiedział czemu nie mógł użyć chakry do przerwania tego bólu, a zaraz potem poczuł ogromny ból w duszy. Ten ostatni ból pamiętał doskonale jakby to było wczoraj, podobnie czuł się, gdy Itachi po wybiciu klanu użył na nim Mangekyou Sharingana. I tak samo czuł się teraz, ten sam ból, ten sam smutek, ta sama pustka… jest tylko on i jego smutek. Choć nie do końca… tam daleko jest… co to? Jakieś światełko? Nie to… to Itachi, ale nie jest sam obok kto to? Dziecko? To nie jest zwykłe dziecko, te szramy na jego policzkach, ból w jego oczach taki podobny ból do tego który właśnie odczuwał on sam, jednak to dziecko ono uśmiecha się wyciąga do mnie rękę, jest ktoś jeszcze… Ayako… zaraz to dziecko… ja go skądś znam, te szramy, znak wiru na koszulce… moja głowa… kto to jest? Gdzie on jest? Już go nie ma, ale jest ktoś inny podobny, troszkę wyższy… ten pomarańczowy dres to przecież ten ciołek, ale tamten chłopiec gdzie on się podział… gdzie on jest… GDZIE!!!  Zaraz widzę go… nie… a może? Przecież to ciągle Naruto tylko starszy, ale uśmiecha się tak jak tamten chłopiec… i ten ból czemu go ma w tych swoich oczach? Gdy był z nim drużynie zawsze miał taki głupkowaty wzrok, a teraz ten ból… on coś mówi tylko co? S…A…S…K…E… Woła mnie, wyciąga rękę… „Sasuke wróć do wioski, do domu, do twoich przyjaciół…” kto to mówi… to Itachi, tylko czemu nie ma sobie płaszcza akatsuki… no i jego hitai-ate nie jest pęknięte. „SASUKE!!” Kto? Co? Naruto? Przecież to ten chłopiec, to Naruto, cała trójka ciołek i ten najstarszy Naruto, uśmiechają się, cieszą się, wyciągają ręce, Itachi też i… i… Aya? Ona też się cieszy, też wyciąga rękę… co mam zrobić tutaj… jest tak ciemno… tam tak jasno… ja… ja chcę do nich muszę, chcę wrócić! POZWÓLCIE MI WRÓCIĆ!! Co? Gdzie jestem, a tak walka przecież trwa muszę pokonać Kyuubiego, muszę dla Ayi, dla Naruto nie mogę się poddać, Naruto nigdy by tego nie zrobił, sprowadził mnie do wioski, został tym cholernym Hokage, to ja muszę wygrać tą walkę… -Zanim Sharinganowiec przerwał tę technikę minęła cała minuta. W jego oczach natychmiast pojawił się mangekyou sharingan, którego zdobył podczas treningu u Orochimaru. Zaraz potem wokół niego zaczęly się kręcić kręgi fioletowej chakry, a z nich wyrosły czaszka i ręce. Susanoo, które aktywował zaatakowało potężną pięścią Demona. Teraz sytuacja wyglądała inaczej, Sasuke uśmiechnął się wrednie, gdy Kyuu po raz kolejny z trudem uniknął ciosu. To właśnie wtedy Dziewięcioogoniasty postanowił aktywować 5 wewnętrzny ogon, dzięki temu jego chakra po raz kolejny się zwiększyła. Zaczęła się dopiero zacięta walka cios za ciosem, i wciąż kolejne techniki. Tak zacięta walka trwała jeszcze godzinę, gdy ogromna ręka susanoo utworzyła chidori i z niebezpieczną prędkością kierowała się w stronę Kyuubiego, który nie chcąc być dłużny rzucił w niego kulę ognia dużo większą niż tą którą tworzą Uchiha. Wydawałoby się, że zaraz oboje zginą, jednak stało się coś dziwnego. Ognistą kulę zalał potężny wodny smok, a susanoo zostało zerwane przez cios pomarańczowego błysku. Na środku pola stanął czerwony ze złości Blondyn w zielonym płaszczu. (do. Aut. heheh… z tego zdania wyszła mi cała sygnalizacja świetlna hehe…J)
-Uwaga! Przedstawienie skończone! Proszę się natychmiast rozejść! –Wrzasnął Naruto, a wszyscy słuchając grzecznie rozkazu ruszyli w stronę wyjścia. –SASUKE! TAKI!- Krzyknął gdy oboje chcieli wtopić się tłum. –WY DWOJE ZA MNĄ! –Szósty ruszył w stronę budynku hokage, a za nim skruszeni niczym dwójka niesfornych dzieciaków.      
-CO TO MA WSZYSTKO ZNACZYĆ?! –Spytał wściekle Uzumaki, stając za swoim biurkiem. –Mogę wiedzieć, czemu chcieliście wybić siebie i całą wioskę po drodze zniszczyć? –Dopytywał dalej.
-Ej walczyliśmy przedtem całe dwie godziny i nawet ni zwróciłeś na to uwagi. –Mruknął pod nosem Sasuke
-Bo miałem ważniejsze sprawy na głowie, niż opanowywanie każdej podwórkowej bójki. A ty Taki nie mogłeś się powstrzymać do cholery! Przecież wiesz, że mamy teraz kłopoty i trzeba się zbierać w drużyny i razem walczyć, a nie zabijać siebie nawzajem! –Krzyczał coraz ciszej Naruto.
-Przepraszam -Mruknęli chórem
-W porządku, tylko żeby mi się to nie powtórzyło. –Westchnął Namikaze nie mając siły się wściekać. –Idźcie do szpitala, niech ktoś was opatrzy. I pamiętajcie, że o ósmej mamy spotkanie rady. A teraz won mi stąd!

Rozdział 47

Radosny tatuś siedział właśnie na (kolejnej) przerwie i jadł swoje ramen w ichiraku, gdy podbiegła do niego mała żabka. Szepnęła mu coś do ucha i zniknęła, a Naruto wyszedł nie kończąc posiłku.
-Ero-sennin myślisz, że to może mieć coś wspólnego z odrzutkami akatsuki? –Spytał Blondyn wchodząc do swojego gabinetu.
-Czy mógłbyś mnie tak nie nazywać Dzieciaku. Nie jestem pewien, co to może być. Ale sądzę, że to może być to.
-Będę tak Cię nazywał dopóki Ty nie przestaniesz być starym erotomanem. Hmm… Skoro tak mówisz to może ktoś inny porwał Niibi i Yonbi…
-Wiadomości ze świata demonów… -Do pokoju wpadł Taki –Shiroi tora, tygrysi demon, jeden z kandydatów na dziewięcio-ogoniastego…
-Jak to jeden z kandydatów? –zdziwił się Jiraya
-Normalnie. Tu jest znanych tylko 9-ciu demonów, ale jak słyszałeś jest ich cała wioska, wszyscy od urodzenia mają tylko jeden ogon, a resztę dostają tylko elitarni, czyli żaden dzieciak nigdy nie dostanie kilku ogonów. To zmniejsza niebezpieczeństwo.
-Zaraz, zaraz… dziewięć ogonów dostanie najsilniejszy demon tak? –zastanowił się Uzumaki
-No prawie, bo najsilniejszy dostanie dziesięć, a nawet całej naszej dziewiątce ciężko go pokonać. –Tłumaczył Rudy
-No dobra, w każdym razie żaden gennin nie dostanie nigdy choćby dwóch ogonów tak? –Myślał dalej Naruto.
-No tak? Do czego zmierzasz?
-No bo, gdy Ciocia Tsunade przyjmowała Cię do wioski to mówiłeś, że tam jesteś tylko genninem. Jak to możliwe?
-Wiesz, mój starszy brat był Dziewięcio-ogoniastym i gdy ginął to mi oddał całą swoją moc. Rada składająca się z ośmiu demonów i Dziesięcio-ogoniastego uznała, że skoro jeden z najmądrzejszych demonów w wiosce oddał mi całą moc to coś w tym musi być i przyjęli mnie tam.
-Rozumiem.
-W każdym razie biały tygrysi demon będący w czołówce kandydatów na dziewięcio-ogoniastego, i jukujo kuguarzy(?) demon też kandydat zostali porwani… przez człowieka, z pomocą Dwu- i Cztero-ogoniastych demonów. Tamtejsi detektywi mają już jego obraz. Mężczyzna po trzydziestce, długie, białe włosy i ciemnozielone oczy…
-Cholera! To Mizuki. –Wściekły Naruto kopnął krzesło, które było akurat pod jego nogą.
-Kto to? –Spytał Żabi pustelnik
-Ten człowiek nienawidzi Naruto, za to że jest moim jinchuuriki. Zaatakował go gdy miał jakieś 12 lat. –Tłumaczył Taki, podczas gdy Blondyn klął ze złości. –Naruto oczywiście go pokonał i Mizuki trafił do więzienia. Pół roku temu uciekł stamtąd i porwał Ayako.
-Trzeba zwołać radę, Zawrócić Shikamaru, no i przekazać innym jinchuuriki, że by uważali. –Namikaze mruczał do siebie, po czym wyszedł i wydał rozkazy stojącemu obok jouninowi. –Taki, przyjdź o ósmej na salę radnych. – Powiedział i poszedł w sobie znanym kierunku.
        Ayako szła ulicami niosąc zakupy, gdy podszedł do niej Sasuke.
-Cześć, co u Ciebie? –Przywitał się.
-Cześć. Jest w porządku, nudzę się, ale jest ok. A co u Ciebie?
-A wiesz kręcę się tu i tam, Itachi migdali się w domu z Sakurą, Naruto pracuje, a reszta wciąż pamięta moją ucieczkę, więc zajmie mi trochę czasu zanim ludzie rozmawiając ze mną przestaną być podejrzliwi.
-To była akurat twoja wina.
-Wiem i rozumiem ich. Aya, Ja chciałem poczekać, aż sama mi odpowiesz, ale dłużej nie dam rady. Powiedz mi proszę co myślisz o moich słowach, o tym co Ci wtedy na ślubie Naruto powiedziałem?
-… Odpowiem najszczerzej jak umiem. Nie ufam Ci do końca. Ufam, że nie wróciłeś do wioski z jakiś złych celów, ufam że mogłeś się w pewnym stopniu zmienić, ale jeśli idziemy w tym kierunku to… nie, nie mogę Ci jeszcze zaufać.
-…To, to może spotkamy się chociaż dziś wieczorem?
-Niestety nie możecie. –Wtrącił się Kyuubei –O ósmej mamy spotkanie rady wioski. Sasuke powiesz bratu? A iii… Ayako przekaż swojemu ojcu, żeby też się pojawił.
-Czemu? On już nie jest shinobi. –Zdziwiła się Kunoichi.
-Tak wiem, ale Naruto mi przekazał by też się tam pojawił, w końcu jeszcze nie tak dawno temu był jednym z najlepszych w wiosce. Jego zdanie na pewno nie będzie zbędne.
-W porządku, powiem mu. –Zapewniła i poszła w kierunku swojego domu.
-Czego ty od nas chcesz? Co? –Warknął wściekle Sasuke.
-O co Ci chodzi? Od jakich WAS? –Spytał obojętnie Rudy.
-Ode mnie i od Ayi?
-Ayako to moja przyjaciółka, ty jesteś shinobi i przyjacielem Naruto. Jeśli pytasz ogólnie, bo jeśli pytasz co chciałem teraz to powtarzam: Dziś jest spotkanie rady wioski tzn. mają tam być Ayako i jej ojciec, nowa Starszyzna, głowy klanów i ich zastępcy, czyli Itachi i TY. Czy teraz rozumiesz?
-Kur.. musiałeś się wtrącić do tej rozmowy, nie? Zawsze się wtrącasz, gdy próbuję z nią porozmawiać. ZAWSZE.
-No i? –Mruknął obojętnie Lisi Demon.
-Zostaw nas w spokoju!
-Bo jak nie? To, co?
Wściekły Sasuke nie wytrzymał i rzucił się z pięściami na Takiego.
-Co chcesz ze mną walczyć? –Zaśmiał się Rudy robiąc unik.
-A żebyś wiedział. Chcę z tobą walczyć.
-O co? Gdzie? I kiedy?
-Jeśli wygram zostawisz nas w spokoju, zostawisz Ayę w spokoju. Co powiesz na pole nr.7, za godzinę?
-Jeśli ja wygram to… ty ją zostawisz w spokoju. Może być.
-Zgoda. –Odpowiedział Uchiha i ruszyli do swoich domów.

Rozdział 46

Milczący Taki biegł ile sił w nogach. Zastanawiał się dlaczego Naruto tak boi się Mizukiego, przecież to był tylko cieć z akademii. Chociaż… Porwał jego Ayę, jeśli coś jej zrobił to… Przynajmniej w końcu pozna prawdziwego Kyuubiego. Pomyślał śmiejąc się demonicznie. Kątem oka zobaczył jak Sasuke reaguje na to wzdrygnięciem.
-Co boisz się? –zadrwił Demon.
-Ghh… TEME!! –Krzyknął tylko Uchiha.
Tymczasem Shibi nagle stanął, zamienił kilka cichych słów z Araim i zwrócili się ku drużynie.
-W tym budynku prawdopodobnie znajduje się porwana. Teraz rozdzielimy się na dwie grupy…
-Shibi-taichou, czy mogę? –Wtrącił się Kyuu.
Aburame nadstawił ucha, a Rudzielec przekazał rozkazy Naruto.
-W takim razie… Sasuke i Hana idą na dół, ja i Arai idziemy w górę, a Taki wypełnia swoje rozkazy.
Lisi demon i Sharinganowiec wznowili wyścig, który pierwszy odnajdzie Fioletowo-włosą. Lis pewnie biegł parterem. Dzięki swojej chakrze wyczuwał Mizukiego i ku jego uciesze był blisko Ayi. Zanim się spostrzegł był już przy komnacie Mizukiego. Wszedł cicho do pokoju spodziewając się pułapek i wszelkich ataków, jednak było zbyt cicho. Słychać było tylko cichy i szarpany oddech Ayi, ale nigdzie nie było Mizukiego, a przecież czuje tu jego chakrę. Rozejrzał się po pokoju, po czym krzyknął :
-Cholera jasna! –Swym krzykiem przywołał natychmiastowo, całą drużynę.
-Co się stało! –Warknął wściekły Shibi.
-To pułapka.
Naruto usiadł, jest źle, pomyślał. Byleby Mizuki z czymś nie wyskoczył. No i Hinata, już lata wściekła i obolała, a to dopiero drugi miesiąc. Z jego rozmyśleń wyrwało go pukanie do drzwi, przez które wszedł Konohamaru.
-Coś się stało Konohamaru?
-Nie… Tak… Nie… znaczy… -Plątał się Brunet –Naruto, czy mogę… chciałbym opuścić wioskę.
-Chcesz potrenować? Z kimś, czy sam?
-Sam nie mam z kim trenować.
-Możesz iść, ale tylko po zdanym egzaminie na jounina, lub zdobędziesz senseia. Inaczej nie pozwolę, mamy teraz mały problem i nie puszczę żadnego shinobi, poniżej jounina, samego.
-Rozumiem, pójdę już w takim razie.
Tymczasem Taki patrzył na związaną Ayako.
-Zmyłka, czy to ona? Ostatnim razem podrzucił całkiem dobrą zmyłkę. Cholera, Naruto miał rację, Mizuki się zmienił. –Krzyczał w myślach
-Bierzemy ją i spadamy. –Zakomenderował Sasuke.
Jako, że czasu brakło, a Aburame nie dał rady wybić mu tego z głowy, wybiegli razem z nią. Gdy tylko znaleźli się daleko od wybuchu, Shinzo, Taki i sceptycznie do tego nastawiony Sasuke, sprawdzili za pomocą swoich technik, czy nie wpadli w kolejną pułapkę. Mieli szczęście, to była ich Ayako, mogli już spokojnie wracać do wioski. Ale dopiero jutro. Kyuu pierwszy objął wartę nad obozowiskiem, mimo że cieszył się z przejęcia Ayi, niezbyt był pocieszony nową siłą Mizukiego. Wstał wściekły, wytworzył klona, którego zostawił na warcie, a sam poszedł „zabijać” drzewka. Tak zakończył się ciężki dzień dla Takiego, a ten wciąż nie wiedział, jak demon, najsilniejszy wśród demonów, ma wyznać miłość zwykłej dziewczynie, najzwyklejszej.
Następnego dnia odprowadzili Złotooką do wioski. Każdy złożył osobny raport i mogli odwiedzić Ayako w szpitalu. Mimo, że czuła się lepiej musiała siedzieć pod okiem medyków. Naruto gdy tylko znalazł wolną chwilę, porwał swoją żonę i też odwiedzili Fioletowo-włosą.
Rozmawiali spokojnie na wszystkie tematy, a Kyuubi siedział wewnątrz Uzumakiego, zastanawiał się za kogo uważa go Ayako. Hokage znając myśli swojego przyjaciela, próbował delikatnie podpytywać.
-Hej nie widziałaś gdzieś tu Rudego?
-Wyszedł na chwilę przed waszym przyjściem.
-Chyba często tu bywa prawda? –Pytał dalej
-Ta… bardzo często… -Zaczerwieniła się Aya
-Podoba Ci się? –Wypaliła nagle Hinata
-Co?... nie… znaczy to jest tak, ale… no wiesz… ten tego…-Zdenerwowała się Hike
-Naruto, kochanie, możesz wyjść na chwilkę? –Spytała Hyuuga słodkim głosem.
-Ee… tak … w porządku. –Odpowiedział i wyszedł.
-I jak? –Zapytała Biało-oka.
-Szczerze?
-Mów.
-Ale nie będziesz zła? –Upewniała się
-Nie
-Bardziej od innych wolę Naruto, ale on jest twój hmm… reszta nie jest zła. –Wyznała w końcu
-Masz rację. –Uśmiechnęła się tylko, znała ją i ufała jej, poza tym była przyjaciółką Naruto.
-Wiesz, Uchiha wyznał mi miłość.
-Sasuke? Miał odwagę? Zwykle na niego warczysz… chcesz zobaczyć, czy to prawda?
-Hmm… chyba nie… znając go, to pewnie próbuje mnie tylko zdobyć jak kolejną zabawkę.
-A może nie… nigdy nie wiadomo, był w ogóle u ciebie?
-Tak, wpadają na przemian Taki-Uchiha, Uchiha-Taki.
-Który podoba Ci się bardziej?
-Z wyglądu… chyba Uchiha, ale wygląd to tylko pudełko, a zepsute wnętrze mnie przeraża.
-Może się zmienił?
-Czy ty chcesz mnie wyswatać z Uchihą?
-To jest twój wybór, bylebyś wybrała dobrze. –Zakończyła temat Hyuuga. Potem pogadały jeszcze, na różne babskie tematy, do wieczora.
        Podczas gdy Taki myślał jak wyznać jej miłość, a Sasuke myślał o jego wyznaniu i uczuciach Ayi, minęło kilka miesięcy. Naruto w tym czasie siedział jak na szpilkach. Mizuki siedział gdzieś cicho i nie pokazywał się już więcej, ale wiadomo już, że jest dużo silniejszy. Bał się co takiego zaplanował Mizuki…
-Naruto-sama! –Do biura wbiegła Medyczka.
-Co się stało?
-Hinata-sama… ona… -Więcej powiedzieć nie zdążyła, bo Naruto już pędził do szpitala. Chciał wejść do pokoju w którym była Hinata, ale mu nie pozwolono. Czekał długo, aż w końcu usłyszał krzyk dziecka, a medyczka wyszła i go zaprosiła. Tam ujrzał zmęczoną, ale szczęśliwą Hinatę z dzieckiem.
-Hinaciu…
-Mamy synka.
-I jak go nazwiecie? –Spytała Shizune zza pleców Naruto
-Myśleliśmy trochę nad tym… Hiroto?
-Tak Hiroto…
-… Namikaze. –Dokończył Blondyn
-Idealnie.
-W takim razie: Namikaze Hiroto, urodzony 5.06.194r. –Wymruczała Shizune pod nosem, wypełniając dokumenty.

Rozdział 45

Gdy Konohamaru zszedł razem ze swoim szefem, podbiegła do nich Moegi, która rzuciła mu się na szyję.
-Konohamaru! Jak mogłeś zrobić coś takiego, tak się martwiłam. Myślałam, że mnie kochasz, w końcu to ty prosiłeś mnie o chodzenie, a teraz…, co się stało? –Mówiła zapłakana, zaś on tuląc ją swoim ramieniem nie odzywał się dopóki nie odeszli od tłumu.
-Moegi… Przepraszam, to, Ja nie wiem, co we mnie wstąpiło. –Tłumaczył cicho Sarutobi- Pamiętam jak szefciu-Naruto nazwał mnie pierwszy raz po imieniu, do tej pory myślałem, że jak zostanę Hokage to inni przypomną sobie moje imię. Wtedy razem z Naruto złożyliśmy sobie obietnicę rywalizacji o tytuł Hokage. –Uśmiechnął się krótko –Kurczę, widziałem jak ciężko pracował, nigdy nie zawalił choćby najtrudniejszej misji, nigdy. A ja… wnuk Trzeciego Hokage, totalna niedojda, tak właśnie myślałem. –Wyznał Brunet
-Dobrze, że jesteś cały. –Westchnęła nie do końca rozumiejąc, co właśnie powiedział jej chłopak. –O! Właśnie dziś mamy kolacje u Asumy-san i Kurenai-san.
-Wuj mnie pewnie mocno opieprzy. -Mruknął tylko Ciemnooki
        Wieczorem para chuuninów ruszyła do domu wujostwa.
-Witajcie! Konohamaru-kun, już Ci lepiej? –Przywitała ich Kurenai.
-Dobry Wieczór. Tak, dziękuję już mi lepiej.-Odpowiedział grzecznie, po czym ruszyli do salonu.
-Yo! Konohamaru. Co się dziś z tobą działo? –Spytał prosto z mostu Asuma.
-Zawaliłem pewną prostą misję, no i… miałem odpływ jakichkolwiek motywacji. –Odburknął zawstydzony Bratanek
-…Pamiętam pierwszą misję drużyny 10… -Ni z tego, ni z owego zaczął wspomnienia Mężczyzna. –To było złapanie tego biednego kocura, co wiecznie ucieka swojej właścicielce. Chciałem im pokazać jak jounin wykonałby taką misję… Gdyby nie Shikamaru i Ino, kot byłby już pewnie daleko za wioską. –Zachichotał
-Widzisz. Nie zawsze można wszystko zrobić dobrze. –Wtrąciła Kurenai niosąc herbatę. –Porażki są potrzebne, by się na nich uczyć.
-Rozumiem… -Mruknął skruszony Konohamaru. –Ale teraz się nie poddam. Obiecałem coś Szefciowi-Naruto i muszę tego dotrzymać. –Uśmiechnął się zdeterminowany. Dwójka Starszych westchnęła cicho z rezygnacją.
-Hę? –Zdziwili się Młodsi
-Żebym Ja miał/a takiego ucznia. –Powiedzieli razem.
-Ty przecież masz Kibę-narwańca. –Zdziwił się Jounin
-A ty Nejiego-geniusza. –Odparowała Yuuhi
-No bez przesady, masz Shino. –Przekomarzał się dalej
-A ty Ino. –Odgryzła się, gdy usłyszała płacz dziecka. –Oho Minato już się obudził.
-Minato? Więc tak ma na imię mój kuzynek. –Zagaił Chuunin
-Tak, na cześć Yondaime. –Odpowiedział Wuj, gdy do pokoju wszedł Kakashi.
-Asuma, Konohamaru mamy być natychmiast u Hokage. –Zameldował i wyszedł.
-No, Konohamaru ruszamy. –Rzucił Mężczyzna. –Przekażesz gdzie jesteśmy Kurenai.. –Zwrócił się do Moegi i wyszedł z Bratankiem.

-Więc wszyscy dostajecie misję rangi A. Hike Ayako została porwana. Macie mi ją znaleźć i odbić. –Rozkazał wściekły Naruto
-Hai –Odpowiedzieli chórkiem Kakashi, Konohamaru, Asuma, Sasuke, Taki, po czym użyli jutsu transportacji.
        Jako, że Kakashi miał największe doświadczenie, przejął dowodzenie nad misją, za zgodą wszystkich. Prowadził drużynę pewnie ku celu, dzięki psom, które przywołał. Pakkun przecież nigdy się nie mylił.
-Kakashi –Odezwał się Pies –To jest podejrzane, nie prawdaż?
-Co takiego? –Spytał wyrwany z myśli, by po chwili ujrzeć kilku zbiegów z więzienia, jak sądził, razem z Ayako na pobliskiej polance. Ukrywali się za drzewami, a Hatake układał w głowie plan.
-Czyżby nasz hokage, nie był już taki bohaterski? –Zakpił Czerwono-włosy Zbieg, stojąc nad najmłodszym z konoszan. Wbił mu ostrze w serce, jednak zamiast krwi z rany wydobyło się błoto. Następnie ziemia, na której stali zapadła się, zbieg został uwięziony w błotnej klatce Konohamaru. Reszta drużyny nie próżnowała, bo w tym momencie unieruchamiała innych zbiegów. Wystraszony Sasuke szybko podbiegł do ukochanej.
-Ayuś, powiedz mi wszystko w porządku. –Pytał potrząsając nią lekko.
-Przekażcie Naruto, że Mizuki śle mu pozdrowienia i gorące gratulacje zostania hokage. –Uśmiechnęła się cwaniacko ułożyła dłoń w znak tygrysa.
Nie trzeba było im więcej, by natychmiast uciec z miejsca wybuchu. Nie zapomnieli też o zbiegłych więźniach, których postanowili odprowadzić do więzienia. Próbowali jeszcze szukać jakiś śladów porwanej, lecz nic z tego nie wyszło. Zawiedzeni wracali do wioski.
        Naruto, choć wściekły, wybaczył im porażkę. Nie wybaczył za to strażnikom, którzy nie napisali w raporcie absolutnie nic o ucieczce OŚMIU więźniów. Szybko wezwał kolejną drużynę, a poprzednią odesłał do domu. Jednak ni wszyscy poszli, zostali tylko Sasuke i Taki
-Naruto! Ja też idę. –Krzyknęli chórkiem Kyuubei, który odezwał się pierwszy raz od wielu godzin i Czarnooki sharinganowiec.
-Dopiero, co wróciliście. Dacie radę? –Pytał z formalności Naruto
-Jasne –Prychnął Uchiha
-Oczywiście –Oburzył się Lisi Demon
-Ok. Widzę, że już wszyscy są. –Zauważył Blondyn –W takim razie Uchiha Sasuke, Kyuubei Taki, Hyuuga Arai, Inuzuka Hana i Aburame Shibi, macie odnaleźć kryjówkę porywaczy Hike Ayako i natychmiast wracać. Dowodzi Aburame Shibi.
-A nie możemy jej od…
-Nie! Macie ją tylko odnaleźć, nic więcej. –Przerwał Czerwonookiemu Hokage –Ruszać, a ty jeszcze zostaniesz Taki.
-W porządku. –Mruknął zawiedziony Bijuu
-Kyuu, musisz zobaczyć jak silny jest Mizuki. Pamiętasz go, nie? –spytał Naruto
-Tak, ale wcale nie był jakiś super silny. Jako idiota dałeś sobie z nim radę. –Dziwił się Taki
-Wiem, ale więzienie zmienia, nie widzieliśmy go od ośmiu, czy dziewięciu lat. Kto wie, jaki on jest teraz, mógł trenować. Lepiej dmuchać na zimne.
Jak tylko się dowiesz, co z nim, wtedy wrócisz, ok? –Komenderował młody Przywódca
-Ta…est –Przeciągnął leniwie Rudy i ruszył za drużyną.
        Aburame szybko rozporządził swoimi robakami, które wyczuwając resztki chakry, z miejsca gdzie ostatnio widziano zbiegów wskazały drogę swojemu właścicielowi. Pobiegli tędy, choć jak zauważyli Uchiha i Kyuubei, ta droga była już sprawdzona. Arai, także nie był tylko pionkiem podążając u boku Shiby z aktywowanym byakuganem. Tuż za nimi pędzili dwaj shinobi, wyglądali jak dawni Sasuke, w postaci Takiego, opanowany i chłodny i Naruto, w postaci Sasuke, narwany i rozwścieczony. Sharinganowiec zastanawiał się, czemu Kyuubiemu tak zależało na tej misji. W ogóle był jakiś inny, zwykle uśmiechnięty i pewny siebie, teraz spokojny, cichy i wściekły. Tak właśnie złość widział w oczach demona. No jasne pewnie liczył na pokaz swoich umiejętności w walce. Fakt to nie był dobry punkt tej misji. Przeklęty Naruto, będą tak blisko jej Ayi i nie mogą jej pomóc, bo nie. Nawet nie wyjaśnił, dlaczego! Cholera, jak ten Łoś został Hokage?! 

Rozdział 44

Naruto mógł w końcu popisać się swoimi zdolnościami politycznymi. Świetnie wykorzystywał znajomości i długi wdzięczności wobec niego. Teraz na przykład wracał ze spotkania z dyplomatą kraju ziemi, synem Tsuchikage. Pamiętał jak dziś rozmowy z Michiru. Pamiętał też, w jakim stanie był, gdy go poznał.
„-Nie! Puść mnie! Nie jesteś moim ojcem! –Słychać było z pokoju Tsuchikage
-Oi! Ero-sennin! –Odezwał się Naruto, –Co się tam dzieje?
-Widzisz Naruto. –Westchnął Mężczyzna –Yondaime Tsuchikage, ponoć ze względów politycznych, zabił swoją żonę. –Wytłumaczył i ruszył do pokoju, z którego wybiegł niebiesko-włosy chłopak.
         Po półgodzinie nareszcie zarejestrowali się w wiosce, jako podróżni shinobi.
-No Naruto! To ty potrenuj jutsu, które Ci ostatnio pokazywałem, a ja pójdę na zwiady. –Powiedział radośnie Siwowłosy
-„Na zwiady” phi.. –Mruknął pogardliwie Uczeń. –Tylko, żebym znów nie musiał Cię odwiedzać w szpitalu Zboku. –Krzyknął
-Jak ty się zwracasz do swojego senseia! –Uzumaki jeszcze zdążył usłyszeć i popędził na najbliższe puste pole treningowe
         Niestety wszystkie pola były zajęte, więc ruszył do lasu. Tam znalazł odpowiednie pole. Już chciał zacząć trening, gdy usłyszał czyiś szloch. Szybko znalazł jego źródło to był ten chłopak, chyba był synem Tsuchikage. A przynajmniej tak słyszał Naruto.
-Hej! Wszystko w porządku? –Przywitał się Namikaze
-Kim jesteś?! Zostaw mnie! –Krzyknął w panice Brązowooki
-Nazywam się Namikaze-Uzumaki Naruto, choć oficjalnie tylko Uzumaki. Spokojnie nie chcę nic złego, po prostu chcę pomóc. –Przedstawił się
-Namikaze? Uzumaki? –Dziwił się Dziewiętnastolatek. –Namikaze, jak ten hokage?
-Yondaime Hokage Namikaze Minato. –Uśmiechnął się, dumny z bycia jego synem Blondyn. –A ty jak się nazywasz?
-Jestem Ninigi Michiru. –Przedstawił się
 -Więc? Michiru. Co się stało? –Spytał Naruto kucając
-Dlaczego pytasz? Czemu chcesz mi pomóc? Jesteśmy sobie obcy, z innych wiosek. Czemu? –Dopytywał Ninigi
-Trenowałem niedaleko stąd. –Odpowiedział Niebieskooki. –Sam przeżyłem dużo smutku w swoim życiu, dlatego jeśli umiem to staram się pomóc każdemu. No i dzięki temu zbieram doświadczenia do bycia Hokage. –Uśmiechnął się szeroko.
-Pewnie słyszałeś, że mój ojcie.. Tsuchikage zabił moją matkę. Ponoć była zdrajczynią, ale Ja w to nie wierzę. Nie mogła nią być, kochała wioskę.- Upierał się Michiru.
         Tymczasem w pokoju Tsuchikage byli Ninigi Rokuro i Jiraya.
-Kiedy mu o tym powiesz? –Spytał Sennin
-Kiedy będzie bezpieczny! Nie wtrącaj się. –Warknął Yondaime
-Widziałeś tego Blondyna, który był ze mną? –Mówił niestrudzony –Jest jinchuuriki Kyuubiego, do dwunastego roku życia nawet o tym nie wiedział, dlaczego ludzie go nienawidzą. Gdy poznał prawdę mocno to przeżył (a przynajmniej tak myślał Jiraya). Sandaime Hokage ukrywał to przed nim dla jego bezpieczeństwa. Naucz się na jego błędzie i powiedz mu prawdę! –Jiraya zniknął w białym dymie.
 -Hej! Masz mi powiedzieć prawdę! Dlaczego to zrobiłeś? –Do pokoju wbiegł Michiru ciągnąc za sobą Naruto. –Tu i teraz słucham!
-Może przedstawisz mi swojego kolegę i powiesz, dlaczego On także ma tego słuchać? –Rokuro zachował kamienną twarz
-Tsuchikage-sama nazywam się Uzumaki Naruto. –Przedstawił się kulturalnie
-Nie dodałeś Namikaze? –Spytał młodszy Ninigi
-Oficjalnie jestem tylko Uzumaki. –Uśmiechnął się Piętnastolatek
-I tak już zna całą prawdę, podejrzewam, że duszę też. To.. To jest mój przyjaciel. Prawda? –Upewniał się Niebiesko-włosy
--Prawda. –Potwierdził Blondyn – Moja obecność jest chyba problemem dla pana Tsuchikage-sama, może poczekam na korytarzu.
-Nie, nie trzeba. –Zaprzeczył Rokuro, ciesząc się, że jego syn znalazł w końcu przyjaciela. –Michiru-kun, usiądźcie proszę. Historia ta… Zaczyna się dwa lata temu, gdy shinobi Yamanote porwali Cię. Razem z twoją matką i całą wioską szukaliśmy Cię. Iria.. To ona Cię znalazła. Byłeś inny, miałeś puste oczy, wcale nie wyglądałeś na porwanego. Gdy dotarłem na miejsce, twoja matka już nie żyła. Ty siedziałeś nad jej ciałem próbując zwalczyć genjutsu. Przełamałem je, ANBU Cię przesłuchali, potem wymazałem Ci pamięć i winę przejąłem na siebie. Prawdę znają tylko kilku ANBU, którzy wciąż szukają Yamanote. –Zakończył swą opowieść, by zobaczyć jak po raz kolejny Michiru uciekł z jego pokoju. –Naruto-kun. Proszę zaopiekuj się nim.
-Myślę, że to pan powinien to zrobić. –Wtrącił lekko Chłopak
-Mnie już nie ufa, on potrzebuje teraz przyjaciela, nie ojca-kłamcy. –Rzekł Rokuro
-Rozumiem, w takim razie ja już pójdę Tsuchikage-sama. –Naruto wstał i pobiegł za nowym przyjacielem.”
-Tak… Całkiem dobrze się trzyma, pogodził się z ojcem, no i ma więcej przyjaciół. –Pomyślał Blondyn wyrywając się ze wspomnień.
-NARUTO!! –Do pokoju Hokage wpadła Ciemnowłosa i wtuliła się w jego ramiona.
-H-Hinaciu? Co się stało? –Spytał zaskoczony Hokage
-Naruto, będziemy rodzicami. –Powiedziała Białooka mdlejąc
-O-oi! Hinaciu? Mowisz poważnie? –Dopytywał się przytrzymując ją. Gdy po kilku sekundach się ocknęła, Naruto zaraz wytworzył klona i wraz z żoną ruszyłby świętować kolejne wspaniałe święto w jego życiu.
         -NARUTO! –Kilka tygodni później wpadła wściekła Hyuuga do pokoju Hokage.
-Co się stało? –Spytał Niebieskooki z odruchem obronnym
-Dlaczego, wycofałeś mnie ze wszystkich misji? –Wyładowywała swoją złość
-Hinaciu. Jesteś w ciąży, przecież wiesz..
-WIEM!! Ale jeszcze mogę pracować, nie mówię, że chcę jakieś misje A, czy S, ale dalej mogę! –Krzyczała
-Dlaczego tak bardzo chcesz pracować? –Spytał Szósty
-Bo cholery dostaje! Wszyscy są na misjach, ty tu pracujesz. Nie umiem siedzieć samotnie w domu! –Odpowiedziała
-Przepraszam –Powiedział skruszony Chłopak. –Nie przywrócę Cię do pracy, ale przyrzekam, że więcej nie zostaniesz sama. Zaczynając od dziś. –Wstał z krzesła, wziął Hinatę w ramiona i wyszli z pokoju.
-NARUTO!! –Usłyszeli zza pleców.
-Gdyby policzyć ile razy na mnie krzyczeli, od kiedy zostałem Hokage, sprzed tego momentu to teraz wyszłoby pewnie tego więcej. Nawet Ciotunia-Tsunade tyle na mnie nie krzyczała. –Narzekał w myślach zainteresowany. –Tak?
-Można wiedzieć, dokąd to się wybierasz? –Spytała Shizune zakładając ręce na piersi i nerwowo tupiąc jedną nogą.
-Shizune-oneechan. Ja tylko chciałem odprowadzić Hinatę do domu. –Odpowiedział rozgorączkowany.
-Rozumiem. –Uśmiechnęła się ciepło Uczennica Tsunade i odbiła mu żonę. –Ja Cię odprowadzę do domu, a ty wracaj. –Zwróciła się do Młodzieńca
-W porządku. –Odpowiedział, a wracając pościł oczko do Granatowo-włosej.
Wszedł do pokoju stworzył klona i uciekł przez okno, a raczej chciał.
-Znowu uciekasz? –Na framudze stanął Jiraya.
-Przecież zrobiłem już wszystko, co trzeba, a za kwiatek doniczkowy, nie mam zamiaru robić. –Tłumaczył się Blondyn
-Zupełnie jak Minato. Taka praca zgodziłeś się na nią. –Marudził Siwowłosy
-Świetnie, a nie mogę tego robić przy Hinatce, która chwilowo bardziej mnie potrzebuje niż świetnie prosperująca wioska z licznymi sojuszami. –Mruknął Naruto
-Phii… Minato też tak mówił i co się stało? –Odparował Sennin
-A czy przypadkiem to ja nie byłem tak kłopotem, znaczy pieczęć, ciąża… Te sprawy? –Upewniał się Uzumaki
-Fakt. –Przyznał Pustelnik. –Ale wiesz, to, że nic nie…
-…Widać nie znaczy, że nic nie ma. Wiem, pamiętam i mam wszystko…
-…Gdzieś –Dokończył za ucznia Jiraya
-Właśnie… NIE, nie mam tego gdzieś, mam to wszystko na oku. –Poprawił się zaraz Chłopak
-Na pewno? –Nauczyciel spojrzał na niego surowym wzrokiem.
-Na pewno, mam kilku „przyjaciół” koło murów. Czy mogę?
Bo jak zaraz nie będę w domu, to moim największym zagrożeniem będzie pięść Hinaty. Może, na co dzień jest spokojna, ale teraz jest nie przewidywalna przez tą ciążę. –Prosił Szósty
-Naruto-sama! –Do pokoju wbiegł jakiś Chuunin
-Tak? –Spytał Blondyn
-To, to jest dziwne, a-ale na głowie Sandaime Hokage stoi Konohamaru otoczył się barierą chakralną…
-No i… -Zapytał lekceważąco Jinchuuriki
-Grozi, że się zabije, nie możemy do niego dojść, krzyczy, że ma do wypełnienia jakieś zadanie wobec Ciebie i nie.. –Nie zdążył skończyć, bo Niebieskookiego już nie było.
 -KONOHAMARU! Do jasnej cholery! Co ty robisz? –Wrzasnął Naruto wskakując na skałę.
-Zostaw.. Ja naprawdę nie dam rady… -Krzyczał Brunet niebezpiecznie zbliżając się do krawędzi.
-Stój. Spokojnie. Nic się nie stało… przecież nie zawsze można czemuś sprostać. –Uspokajał go, jednocześnie powoli się zbliżając do niego.
-Jestem wnukiem Trzeciego Hokage. Jestem tępy i nic nie umiem, nawet zwykłej misji.. –Mówił coraz ciszej Sarutobi
-A, ja? Mój ojciec ma pomnik tam obok, jestem jinchuuriki i do trzynastego roku życia byłem debilem. –Zargumentował Namikaze
-Udawałeś! –Odpowiadał Chuunin
-Byłem takim debilem, że udawałem debila. Konohamaru chodź. Pamiętasz, przecież, że masz Asumę-san, Kurenai-san, Moegi, Hanabi, Udona, Ebisu i innych. Chcesz ich stracić przez jakąś głupotę? –Skończył przyciskając do piersi płaczącego siedemnastolatka. –Chodźmy na dół, wszyscy się martwią, a najbardziej chyba Moegi. Ta misja, przepraszam to mój błąd.. Nie powinienem był.. Chodźmy.
-Dobrze. –Odpowiedział Sarutobi ocierając łzy

Rozdział 43

Cała wioska siedziała teraz w jej największym lokalu. Mężczyźni raz po raz popijalizdrowie Szóstego, a kobiety cicho łkały, że ma już swą wybrankę serca.
-Yo! Kakashi-sen…pai –Krzyknął Naruto
-Wystarczy samo Kakashi –Odpowiedział na zakłopotanie Chłopaka
-??
-Ekhmm.. no cóż Minato-sensei był dla mnie jak ojciec. –chrząknął Hatake. –Jesteś jego synem, od kiedy się urodziłeś uważałem Cię za młodszego braciszka.
-Co? Jak? Kiedy? –Dziwił się Niebieskooki
-Uwierz mi, że chciałem Cię wziąć pod swoją opiekę.–Przepraszał Ciemnooki –Teraz wiem, że to starszyzna wymyślała te wszystkie przepisy i misje, bym nie mógł tego zrobić. Nawet zakazali mi z tobą rozmawiać, dlatego jedyne, co mogłem to po cichu ratować Cię z kłopotów. Chciałem…
-Nic już nie mów Kakashi-niichan. –uśmiechnął sięNaruto, by po chwili wybuchnąć gromkim śmiechem.
-Co się stało? –Spytał zaskoczony Kakashi
-N-nic.. –Opanowywał swój śmiech Uzumaki –Znaczy..khehe.. Ja, od kiedy byłem mały, zawsze byłem sam, a przynajmniej tak myślałem.–Tłumaczył –A teraz, mimo, że nie mam już żyjącej rodziny, mam mnóstwo starszych braci. Tutaj każdy świętuje spełnienie jednego z moich marzeń. Ja,nigdy nawet nie marzyłem by tak było.
-Ehh.. i co się stało z tym małym rozwrzeszczanym dzieciakiem. –Westchnął Starszy Brat –W każdym razie, gratuluję zostania Rokudaime Hokage.
-Dziękuje Kakashi-niichan –Podziękował Blondyn –Ten dzieciak wyrósł już z udawania kogoś, kim nie jest. Właśnie jest coś, co zawsze mnie zastanawiało. Dlaczego nigdy nie chciałeś mnie trenować?
-Wiesz.. –Zaczął Szaro-włosy –Nigdy nie uważałem się za kogoś kompetentnego do nauki. To, że zostałem senseiem to, dlatego, ż epoprosiłem o to Trzeciego. Do tego na szczęście nie wciskali się starsi. Wtedy przynajmniej mogłem z tobą być bliżej. Nie umiałem Cię uczyć, bo wiesz byłem trochę nad opiekuńczy wobec Ciebie. A Sasuke to Sasuke.
        Kilka stolików dalej siedziały dwie dziewczyny wtulone w swoich partnerów.
-Itachi-kun –Odezwała się Różowo-włosa –Czy my też..Kiedyś? Jak myślisz?
-Sakurciu, jeśli chcesz to nawet teraz, ale to byłoby przyćmione świętem Naruto. A chciałbym by oświadczyny były twoim świętem.–Odpowiedział
-Wiem, chciałam tylko być pewna. –Odezwała się Haruno
-Ne, ne to, na kiedy przygotowywać na wasz ślub?–Spytała Blondynka, siedząca naprzeciwko pary.
-Ino-chan! Daj już spokój im dziś. –Mruknął Brunet przytulając się do niej.
-Nie mogę Kibuś! Hinata nie pozwoliła mi się przygotować za swój ślub! –Zaprotestowała Ino –Nie mogę iść nieprzygotowana poraz kolejny.
-Właśnie! Propo ślubu Kurenai-sensei i Asuma-sensei, też będą mieli niedługo ślub, prawda? –Spytała Kiba
-Faktycznie! –Spanikowała Yamanaka –Muszę wszystko przygotować. No i jeszcze imprezę dla Hinaty.. Jak ja sobie z tym poradzę?!
-Spokojnie pomogę Ci. –Zaproponowała Sakura
-I ja, oczywiście. –Poparł Kiba
-Ja, także. –Odezwał się Itachi będąc pod naporem oczu Zielonookiej.
        Aya siedziała pod ścianą, strasznie się cieszyła szczęściem Naruto, swojego przyjaciela. Właśnie tylko przyjaciela, w głębi duszy już dawno przestał nim być, był jej ukochanym. Nawet nie wiedział jak cierpiała, gdy to Hinata wygrała wyścig do jego serca.
-Cześć! Ayuś? Co się stało? –Pytał zmartwiony Ojciec
-Nic, się nie stało. Czemu? –Odpowiedziała
-Jak ”nic” –Powiedział Takero –Przecież widzę, że coś się dzieje. Drugi raz mnie nie oszukasz.
-Cieszę się, że Naruto spełnił swoje marzenia. Jest świetnie. –Uśmiechnęła się fałszywie Złotooka.
-Ehh.. Rozumiem to nie ja jestem od pocieszania Cię..- Powiedział smutny –Już dawno temu mnie odsunęłaś. Sądzę, że ten Młodzieniec bardzo by chciał do Ciebie podejść. To ja już pójdę. –Skończył wskazując na Sasuke i wstając od stolika.
-Hej –Przywitał się Uchiha
-Yo –Odpowiedziała pogardliwie
-Jak tam? Pewnie teraz jesteś szczęśliwa, Narut odopełnił swego. – Zaczął rozmowę Czarnooki
-No jasne! –Powiedziała głośniej –Ja nigdy w to nie wątpiłam.
--Od jakiegoś czasu, też pozbywałem się wątpliwości. –Kontynuował Sharinganowiec
-Spokoo… -mruknęła sceptycznie
-Nie! –Przerwał długą ciszę Sasuke –Słuchaj mnie proszę! Chcę Ci powiedzieć, że Cię kocham. Wiem, że mnie nienawidzisz isłusznie. Proszę, wiem, że jesteś smutna, kochasz Naruto widzę to. Uwierz mi,że znam się na wzroku nieszczęśliwie zakochanego człowieka, w końcu podobny wzrok widzę, co dzień w lustrze.
-Ty, ty mówisz prawdę? Ty mnie..? –Dziwiła się Aya
-Tak…
Nie zdążył skończyć, bo Aya uciekła z lokalu. A on..Nic nie zrobił. Nie umiał nic zrobić, nie wiedział, co.
        I tak zakończył się ważny dzień dla Konohy. Spokojny, jak na swoje standardy. Nikt nie wie, co przyniosą kolejne dni.