Gdy Konohamaru zszedł razem ze
swoim szefem, podbiegła do nich Moegi, która rzuciła mu się na szyję.
-Konohamaru! Jak mogłeś zrobić
coś takiego, tak się martwiłam. Myślałam, że mnie kochasz, w końcu to ty
prosiłeś mnie o chodzenie, a teraz…, co się stało? –Mówiła zapłakana, zaś on
tuląc ją swoim ramieniem nie odzywał się dopóki nie odeszli od tłumu.
-Moegi… Przepraszam, to, Ja nie
wiem, co we mnie wstąpiło. –Tłumaczył cicho Sarutobi- Pamiętam jak
szefciu-Naruto nazwał mnie pierwszy raz po imieniu, do tej pory myślałem, że
jak zostanę Hokage to inni przypomną sobie moje imię. Wtedy razem z Naruto
złożyliśmy sobie obietnicę rywalizacji o tytuł Hokage. –Uśmiechnął się krótko
–Kurczę, widziałem jak ciężko pracował, nigdy nie zawalił choćby
najtrudniejszej misji, nigdy. A ja… wnuk Trzeciego Hokage, totalna niedojda,
tak właśnie myślałem. –Wyznał Brunet
-Dobrze, że jesteś cały.
–Westchnęła nie do końca rozumiejąc, co właśnie powiedział jej chłopak. –O!
Właśnie dziś mamy kolacje u Asumy-san i Kurenai-san.
-Wuj mnie pewnie mocno opieprzy.
-Mruknął tylko Ciemnooki
Wieczorem
para chuuninów ruszyła do domu wujostwa.
-Witajcie! Konohamaru-kun, już
Ci lepiej? –Przywitała ich Kurenai.
-Dobry Wieczór. Tak, dziękuję
już mi lepiej.-Odpowiedział grzecznie, po czym ruszyli do salonu.
-Yo! Konohamaru. Co się dziś z
tobą działo? –Spytał prosto z mostu Asuma.
-Zawaliłem pewną prostą misję,
no i… miałem odpływ jakichkolwiek motywacji. –Odburknął zawstydzony Bratanek
-…Pamiętam pierwszą misję
drużyny 10… -Ni z tego, ni z owego zaczął wspomnienia Mężczyzna. –To było
złapanie tego biednego kocura, co wiecznie ucieka swojej właścicielce. Chciałem
im pokazać jak jounin wykonałby taką misję… Gdyby nie Shikamaru i Ino, kot
byłby już pewnie daleko za wioską. –Zachichotał
-Widzisz. Nie zawsze można
wszystko zrobić dobrze. –Wtrąciła Kurenai niosąc herbatę. –Porażki są
potrzebne, by się na nich uczyć.
-Rozumiem… -Mruknął skruszony
Konohamaru. –Ale teraz się nie poddam. Obiecałem coś Szefciowi-Naruto i muszę
tego dotrzymać. –Uśmiechnął się zdeterminowany. Dwójka Starszych westchnęła
cicho z rezygnacją.
-Hę? –Zdziwili się Młodsi
-Żebym Ja miał/a takiego ucznia.
–Powiedzieli razem.
-Ty przecież masz Kibę-narwańca.
–Zdziwił się Jounin
-A ty Nejiego-geniusza.
–Odparowała Yuuhi
-No bez przesady, masz Shino.
–Przekomarzał się dalej
-A ty Ino. –Odgryzła się, gdy
usłyszała płacz dziecka. –Oho Minato już się obudził.
-Minato? Więc tak ma na imię mój
kuzynek. –Zagaił Chuunin
-Tak, na cześć Yondaime.
–Odpowiedział Wuj, gdy do pokoju wszedł Kakashi.
-Asuma, Konohamaru mamy być
natychmiast u Hokage. –Zameldował i wyszedł.
-No, Konohamaru ruszamy. –Rzucił
Mężczyzna. –Przekażesz gdzie jesteśmy Kurenai.. –Zwrócił się do Moegi i wyszedł
z Bratankiem.
-Więc wszyscy dostajecie misję
rangi A. Hike Ayako została porwana. Macie mi ją znaleźć i odbić. –Rozkazał
wściekły Naruto
-Hai –Odpowiedzieli chórkiem
Kakashi, Konohamaru, Asuma, Sasuke, Taki, po czym użyli jutsu transportacji.
Jako,
że Kakashi miał największe doświadczenie, przejął dowodzenie nad misją, za
zgodą wszystkich. Prowadził drużynę pewnie ku celu, dzięki psom, które
przywołał. Pakkun przecież nigdy się nie mylił.
-Kakashi –Odezwał się Pies –To
jest podejrzane, nie prawdaż?
-Co takiego? –Spytał wyrwany z
myśli, by po chwili ujrzeć kilku zbiegów z więzienia, jak sądził, razem z Ayako
na pobliskiej polance. Ukrywali się za drzewami, a Hatake układał w głowie
plan.
-Czyżby nasz hokage, nie był już
taki bohaterski? –Zakpił Czerwono-włosy Zbieg, stojąc nad najmłodszym z
konoszan. Wbił mu ostrze w serce, jednak zamiast krwi z rany wydobyło się
błoto. Następnie ziemia, na której stali zapadła się, zbieg został uwięziony w
błotnej klatce Konohamaru. Reszta drużyny nie próżnowała, bo w tym momencie
unieruchamiała innych zbiegów. Wystraszony Sasuke szybko podbiegł do ukochanej.
-Ayuś, powiedz mi wszystko w
porządku. –Pytał potrząsając nią lekko.
-Przekażcie Naruto, że Mizuki
śle mu pozdrowienia i gorące gratulacje zostania hokage. –Uśmiechnęła się
cwaniacko ułożyła dłoń w znak tygrysa.
Nie trzeba było im więcej, by
natychmiast uciec z miejsca wybuchu. Nie zapomnieli też o zbiegłych więźniach,
których postanowili odprowadzić do więzienia. Próbowali jeszcze szukać jakiś
śladów porwanej, lecz nic z tego nie wyszło. Zawiedzeni wracali do wioski.
Naruto,
choć wściekły, wybaczył im porażkę. Nie wybaczył za to strażnikom, którzy nie
napisali w raporcie absolutnie nic o ucieczce OŚMIU więźniów. Szybko wezwał
kolejną drużynę, a poprzednią odesłał do domu. Jednak ni wszyscy poszli, zostali
tylko Sasuke i Taki
-Naruto! Ja też idę. –Krzyknęli chórkiem
Kyuubei, który odezwał się pierwszy raz od wielu godzin i Czarnooki
sharinganowiec.
-Dopiero, co wróciliście. Dacie
radę? –Pytał z formalności Naruto
-Jasne –Prychnął Uchiha
-Oczywiście –Oburzył się Lisi Demon
-Ok. Widzę, że już wszyscy są. –Zauważył
Blondyn –W takim razie Uchiha Sasuke, Kyuubei Taki, Hyuuga Arai, Inuzuka Hana i
Aburame Shibi, macie odnaleźć kryjówkę porywaczy Hike Ayako i natychmiast
wracać. Dowodzi Aburame Shibi.
-A nie możemy jej od…
-Nie! Macie ją tylko odnaleźć,
nic więcej. –Przerwał Czerwonookiemu Hokage –Ruszać, a ty jeszcze zostaniesz
Taki.
-W porządku. –Mruknął zawiedziony
Bijuu
-Kyuu, musisz zobaczyć jak silny
jest Mizuki. Pamiętasz go, nie? –spytał Naruto
-Tak, ale wcale nie był jakiś
super silny. Jako idiota dałeś sobie z nim radę. –Dziwił się Taki
-Wiem, ale więzienie zmienia,
nie widzieliśmy go od ośmiu, czy dziewięciu lat. Kto wie, jaki on jest teraz,
mógł trenować. Lepiej dmuchać na zimne.
Jak tylko się dowiesz, co z nim,
wtedy wrócisz, ok? –Komenderował młody Przywódca
-Ta…est –Przeciągnął leniwie
Rudy i ruszył za drużyną.
Aburame
szybko rozporządził swoimi robakami, które wyczuwając resztki chakry, z miejsca
gdzie ostatnio widziano zbiegów wskazały drogę swojemu właścicielowi. Pobiegli
tędy, choć jak zauważyli Uchiha i Kyuubei, ta droga była już sprawdzona. Arai,
także nie był tylko pionkiem podążając u boku Shiby z aktywowanym byakuganem.
Tuż za nimi pędzili dwaj shinobi, wyglądali jak dawni Sasuke, w postaci
Takiego, opanowany i chłodny i Naruto, w postaci Sasuke, narwany i
rozwścieczony. Sharinganowiec zastanawiał się, czemu Kyuubiemu tak zależało na
tej misji. W ogóle był jakiś inny, zwykle uśmiechnięty i pewny siebie, teraz
spokojny, cichy i wściekły. Tak właśnie złość widział w oczach demona. No jasne
pewnie liczył na pokaz swoich umiejętności w walce. Fakt to nie był dobry punkt
tej misji. Przeklęty Naruto, będą tak blisko jej Ayi i nie mogą jej pomóc, bo
nie. Nawet nie wyjaśnił, dlaczego! Cholera, jak ten Łoś został Hokage?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz