Naruto krzyknął z bezsilności, wściekłości i smutku, by po chwili wokół niego zaczęła wirować czerwona chakra kyuubiego.
-Powstrzymam go –Powiedział Yamato.
-Stój! Nie możemy, wracamy do wioski. Naruto poradzi sobie.- Zastopował go Itachi.
-Ale…
-Żadnych „ale” wracamy do wioski.
-Tak jest.
Dwójka szybko uciekła od walki jinchuuriki.
Tymczasem Naruto bez kontroli, czy jakiejkolwiek strategii atakował
Mizukiego. Ten zaś, nie wiedząc co zrobić, aktywował czwarty ogon i
unikał jego ataków. Trwało to dłuższy czas, gdy w pewnym momencie Touji
wykorzystał luki w obronie Hokage, a ten posłany w drzewa otrząsnął się.
Spojrzał wściekle na wroga i aktywował podwójne sage mode. Następnie
skumulował całą chakrę kyuubiego w ogromnego i czerwonego
rasenshurikena, podlatując ku górze.
Taki kręcił się zaniepokojony,
od kilku minut nie mógł złapać choćby śladowego kontaktu z Naruto. A to
nie było podobne do niego.
-No i gdzie on jest? –Krzyknął zdenerwowany.
-Na pewno niedługo wróci. –Wyszeptała zmęczona Tsunade.
-Może…
może niech ktoś pójdzie na zwiady. –Zaproponował zrozpaczony Kakashi.
Jednocześnie przed oczami miał Obito przygniecionego skałami, Rin, która
z bezgłośnym krzykiem upadała po śmiercionośnym ciosie i Minato wraz z
Kushiną oddający życie dla syna i wioski. Kakashi strasznie się bał o
swojego małego braciszka.
-Nie radzę, Naruto wiadomości o śmierci Hinaty, nie przyjął zbyt dobrze. –Mruknął Itachi.
-Może jednak lepiej było go powstrzymać? –Wtrącił się zuchwale Yamato.
-Wcale nie lepiej, a po za tym co byśmy na tym zyskali? –Spytał retorycznie starszy Uchiha.
-CHOLERA!! Ale dlaczego nie zostawiliście tam nikogo co? –Wściekł się Jiraya, który również bał się o swojego ucznia.
-Jiraya, razem z nim jest Katsuyu, podobno Naruto sobie radzi, ale ma aktywowany już ósmy ogon. –Mruczała smutna Piąta.
-Naruto mam nadzieje, że nie zrobiłeś nic głupiego. –Pomyślał Kyuubi.
W tym samym czasie w schronie siedzieli wszyscy cywile, dzieci,
uczniowie i gennini pod opieką nauczycieli akademii, a także drużyna
Ebisu dla pomocy.
-Konohamaru, myślisz, że z Naruto jest wszystko dobrze? –Zmartwiła się Moegi, trzymając w rękach śpiącego Hiroto.
-Obiecał, że wróci. On zawsze dotrzymuje słowa. –Odpowiedział z lekką dozą niepewności.
-Mam nadzieje. –Wyszeptała bujając Hiroto, który zaczął płakać.
-Proszę o uwagę! Właśnie dostałem wiadomość od zewnątrz, demon został pokonany… –Ogłosił jeden z nauczycieli.
-Niestety
Rokudaime-sama jeszcze nie wrócił z misji. –Zakończył, przekrzykując
okrzyki „niech żyje Naruto”. Po tej wiadomości, po raz kolejny po Sali
przebiegł wiatr nie pokoju.
-Przepraszam, a co z Hinatą-sama? –Spytała cicho Moegi.
-Niestety, przykro mi ale nie żyje.
Konohamaru
wstrząśnięty informacjami, przysiadł na podłodze i zaciskając pięści
próbował powstrzymać najstraszniejsze scenariusze które plątały się po
jego głowie.
-A wiadomo co się dzieje z Naruto? –Spytał Iruka odrywając się od swoich zajęć.
-Wiadomo, że dalej walczy z Mizukim i nic więcej nie podają. –Padła odpowiedz, a spochmurniały Umino wrócił do swojego zadania.
Zdenerwowana Aya chodziła wte i wewte koło bramy. Gdy spojrzała na
drogę za wioską, w oddali ujrzała znajomą żółtą czuprynę. Krzyknęła
uradowana i pobiegła w stronę przyjaciela. Reszta spojrzała w jej stronę
podejrzewając ją o stratę zmysłów, jednak i oni po chwili ujrzeli swego
młodego bohatera.
-Naruto. Nic Ci nie jest? –Krzyknęła zmartwiona Ayako podbiegając do niego.
-Aya… Poproś Tsunade,… Kakashiego… i… Takiego. Zaprowadźcie… mnie… do Hinaty. –Wysapał zmęczony Chłopak.
-Robi
się. –Powiedziała próbując złapać go pod ramię, ale ten wyrwał się i
ruszyła od razu wykonać zadanie. Gdy reszta jouninów do niego podbiegła,
stał już dumny, wyprostowany i z wytrenowanym sztucznym uśmiechem, w
głębi umierając ze smutku za swoją ukochaną.
-Hokage-sama wszystko w porządku…
-Naruto już dobrze…
-Rokudaime-sama pokonałeś Mizukiego? –Zewsząd padały pytania.
-Tak już wszyscy są bezpieczni. –Odpowiedział uśmiechając się jeszcze szerzej.
-Naruto możemy już iść. –Powiedziała Tsunade.
-W porządku idziemy. –Ruszył Naruto.
Na miejscu ujrzeli zapłakanych członków Hyuuga, najbliżej jego
ukochanej siedzieli Hiashi, Hanabi i Neji. Gdy Naruto zobaczył białą,
całą we krwi i poranioną Hinatę upadł na kolana i rozpłakał się na całe
gardło. Po kilku minutach jego porażającego płaczu, cicho odezwała się
Tsunade:
-Naruto, chodź musimy Cię wyleczyć, twój syn już wyszedł ze schronu, teraz jest pewnie w domu.
-…D-dobrze, chodźmy d-do mojego domu. T-tam mnie wyleczysz C-ciociu. –Odpowiedział łkając.
Tym
razem idąc przez wioskę Naruto nie dał rady ukrywać swego płaczu.
Radośni mieszkańcy, gdy tylko spojrzeli w stronę zrozpaczonego przywódcy
natychmiast mu współczuli. W domu czekali na nich Konohamaru, Moegi i
Hiroto. Młodych zaraz wyprowadzono z domu, zaś medyczka natychmiast
wzięła się do pracy. Po kilku godzinach leczenia w domu pozostali już
tylko Kakashi, który nie dał się wyprosić, Taki i
Tsunade. Namikaze sam poprosił swoją przyjaciółkę by poszła do domu.
-Naruto… -Szepnęła Tsunade przerywając. –Ty… z tobą jest źle, zupełnie nie wiem co Ci jest.
-Ale ja wiem… Naruto prosiłem Cię… -Powiedział zły Taki. –Umierasz, wykorzystałeś całą moją chakrę która w tobie była…
-A-ale Taki… nie można… nie da rady…
-Naruto, nieświadomie dokonałeś sam na sobie ekstracji bijuu… gdyby nie krew twojej matki nie przeżyłbyś jeszcze tak długo…
Takiemu nie dane było dokończyć ponieważ Naruto, ponownie zaczął płakać.
-Kakashi… Aniki… Jesteś jego wujkiem, jesteś wujkiem Hiroto… pamiętaj…-Mruczał po jakimś czasie, próbując wstać.
-Będę pamiętać. –Odpowiedział Białowłosy ze łzami w oku.
-Naruto, dokąd idziesz? –Spytała troskliwie Blondynka.
-Do
syna. –Odpowiedział zamykając drzwi do pokoju dziecka. Chwiejąc się
lekko podszedł do łóżeczka w którym leżał mały blondynek, wziął go na
ręce i usiadł na podłodze opierając się o ścianę.
-Hiroto-kun… Nie
martw się Tatuś jest przy tobie… Nie bój się synku… Już nic Ci się złego
nie stanie… Tatuś im na to nie pozwoli… Już zawsze będzie przy
tobie…Hiroto-kun… Hiro-kun… Mój mały synek… mój dzielny synek… mój
synek…mój Hiro-kun… mój synek… -Po czasie zza drzwi słychać było już
tylko cichy płacz dziecka.
~~*~~
No
i mamy smutny koniec. :( Ehh... Wiem, że te wszystkie rozdziały miałam dodawać raz w tygodniu, ale nawał pracy i innych obowiązków, no i sam fakt, że myliło mi się gdzie już dodałam, a gdzie jeszcze muszę dodać kolejny rozdział, zmusił mnie do takiego rozwiązania. Mam nadzieję, że podobał się wam mój blog i zapraszam na jego dalszą część http://hiroto-tantei.blogspot.com/ Ah i jeszcze mała prośba, jeśli przeczytaliście tego bloga, albo chociaż kilka rozdziałów to bardzo proszę napiszcie mi o tym tu pod tym rozdziałem. Dziękuję wszystkim i Pozdrawiam :)
niedziela, 11 listopada 2012
Rozdział 49
Godzina
ósma na Sali Obrad zebrali się kolejno przedstawiciele Uchiha Itachi i
Sasuke, przedstawiciele Hyuuga Hiashi i Hinata, przedstawiciel Sarutobi
Asuma, były Generał Armii Konohy Hike Takero i Hike Ayako jako
przedstawicielka oddziałów ANBU, starszyzna czyli Tsunade i Jiraya,
Kyuubei Taki najbliższy asystent Hokage i rzecz jasna Rokudaime Hokage
Namikaze-Uzumaki Naruto. Po szybkim zajęciu swoich miejsc rozpoczęli
rozmowy.
-Mizuki
Touji nukennin klasy B, aktualnie awansował na nukennina klasy S.
Oskarżony o wymuszenie kradzieży tajnego zwoju Konohy,próbę morderstwa
ucznia akademii, a także podejrzany o morderstwa na Yugito Nii
jinchuuriki Niibi i Roshiego jinchuuriki Yonbiego oraz porwanie dwójki
potężnych demonów. –Ayako skończyła czytać raport.
-Wygląda na to, że poluje na Ciebie Naruto.–Odezwała się Tsunade.
-Dlaczego mnie to nie dziwi. –Westchnął Blondyn.–Taki wyczuwasz może kogoś?
-Na szczęście póki co, nie. Dam znać jakby co.
-W porządku, trzeba będzie wzmocnić straże…
-Już się tym zająłem. –Mruknął młody Hokage.
-Naruto, a ty sam nie możesz wziąć jakiejś drużyny i go pokonać? –Spytał Sasuke.
-No i kogo ma wziąć przeciwko, prawdopodobnie jinchuuriki czterech ogoniastych na raz? –Wtrącił się Jiraya.
-Chociaż
można wysłać zwiadowców i spróbować zaatakować od tyłu. I na przykład
odebrać mu przynajmniej jednego demona. –Zaproponował Takero.
-Ale jak? Jak odebrać? –Spytała Tsunade
-„Chakra Chains” –Odpowiedział Hike
-To…czy to nie jest przypadkiem bariera mojej mamy? –Zainteresował się Naruto
-Dokładnie,może nie do końca odebrać, ale przynajmniej unieruchomić choć jednego demona,to by w pewnym sensie pomogło.
-Taa…tyle że nie chciałbym używać Tenshi no jutsu, przynajmniej nie na mamie, nie chciałbym jej wykorzystywać jak… no nie wiem… Taki znasz to może?
-Czy znam? Ja to doskonale pamiętam, niezbyt miłe, ale skuteczne… tak wiem jak to wykonać.
-Tenshi no jutsu? –Zdziwił się Hiashi.
-Tajna technika Namikaze.. –Odpowiedział od niechcenia. –Ale to może być to teraz już pamiętam, tyle że wciąż nie znamy jego miejsca pobytu.
-Może jakaś drużyna zwiadowców? –Zaproponowała Hinata.
-Ogoniaste znane są z doskonałego wykrywania chakry wroga. Jeśli Mizuki rzeczywiście jest ich jinchuuriki, to nie ma szans na szybkie zwiady, bo ich wykryje i pozabija.–Przystopował pomysł Itachi.
-To prawda, ale nie może być jinchuuriki kilku na raz. To niemożliwe…o coś wyczuwam. –Odezwał się Rudy. –Na granicy Ame i Suny, wyczuwam chyba Shiroi tora.
-Wyczuwasz ich, mimo że są tak daleko? –Zdziwił się Takero.
-Cóż,w mojej dawnej wiosce uważano, że mam demoniczną chakrę. Między innymi dlatego mnie stamtąd wygnano. –Wyminął Kyuubei.
-W każdym razie, kieruje się w naszą stronę. –Powiedział Naruto.
-A ty skąd to wiesz? –Zdziwił Hiashi.
-Kyuubi mi pomógł.
-Tonie mogłeś sam ich wykryć? –Pytał dalej Hiashi.
-Kyuubi to najpotężniejszy demon, o czym mi stale przypomina. Nie zawsze mu się chce,mi pomagać.
-Pomoże jak się go ładnie poprosi, przecież. –Wtrącił się Taki, pękając w myślach ze śmiechu.
-Nie zawsze, ale nie przyszliśmy tu rozmawiać o Kyuubim tylko o Mizukim. Taki, jak myślisz? Za ile tu będą?
-A twój kyuubi Ci nie powie? –Zaśmiał się Kyuubei, a pod groźbą wzroku Naruto,szybko odpowiedział. –Ekhem… sądzę, że mogą się tu pojawić jeszcze dziś.
-Rozumiem,czyli możemy pójść planem Takero-san. Itachi pójdziesz ze mną. Zbierzemy drużynę i ruszymy w jego stronę. Resztę zostawiam tobie Tsunade-sama.–Zakomenderował Naruto i ruszył do wyjścia.
-Cały Minato, rozkazać i pójść w swoją stronę. –Powiedzieli chórem Takero, Tsunade iJiraya.
-Myślę,że Naruto nie ucieszyłby się z tej wypowiedzi. –Mruknął Taki powoli idąc do wyjścia.
-Niby czemu? –Zdziwił się Jiraya.
-Nielubi jak się go porównuje do rodziców. Jest idiotą i sądzi, że nie może się równać z nimi, no i chce by uważano go za Naruto, a nie za syna swoich rodziców.
-Prawie jak Konohamaru. –Odezwał się Asuma stojąc już na korytarzu.
Po półgodzinie przed bramą stali już Naruto, Itachi, Yamato i Taki. Pojawiła się tam także Tsunade wraz ze swoją ślimaczycą.
-Naruto,myślisz że pójdziesz bez mojej Katsuyu? –Spytała groźnie Tsunade.
-Yhmh…Fakt… Co prawda chciałem zostawić klona, ale może to będzie lepszy pomysł.Dziękuję. –Zawstydził się Naruto, układając ślimaka w kieszeni bluzy.
-Ganbare!–Krzyknął Jiraya z dachu stróżówki.
-Odaijini.–Uśmiechnęła się Tsunade.
-Jasne!W schronie czeka na mnie syn, nie mogę się spóźnić. W razie kłopotów dowództwo przejmuje Itachi. Yoi! Ikuze! –Naruto zwrócił się do drużyny.
-Taki, daleko jeszcze? –Spytał po godzinie szybkiego biegu Itachi.
-Nie,wcale nie, jeszcze jakieś tylko 100 km.
-TYLKO!–zdziwił się Yamato.
-Yhhh…Nie mamy czasu Taki pomożesz mu, wycieńczony nam się nie przyda, a ja nie chcę się spóźnić na spotkanie z Mizukim. –Zirytował się Blondyn.
-No i się nie spóźnisz. –Odpowiedział Kyuubi. –Idzie w naszą stronę, przy tej prędkości będzie tu lada chwila. Co robimy?
-hmm…-Naruto przystanął na gałęzi, a reszta zaraz za nim. –Przygotujmy nasz plan tutaj, wszystko tak jak było ustalone. Zaczekamy na niego tutaj. –Wszyscy natychmiast ruszyli się do przygotowań. Tymczasem Katsuyu przysłała kolejne złe nowiny:
-Uwaga!W Konoha pojawił się bliżej nieokreślony demon.
-To pewnie Jukujo, bo nie czuje jego chakry. –Mruknął Rudy.
-Dają sobie radę? –Spytał Uzumaki
-Ledwo.Walczą z nim Tsunade, Jiraya, Sasuke, Hi… i kilku innych jonninów. –Zaciął się ślimak.
-Rozumiem.–Warknął cicho Hokage.
-O cicho zbliża się! –Szepnął Itachi.
I w tym momencie Kyuubi wyskoczył za Mizukim, ułożył ręce w pieczęciach i użył Chakra Chains. Dzięki temu ogromne łańcuchy oplotły tygrysiego demona. Tak jak podejrzewali Taki i Itachi, Touji był jinchuuriki yonbiego, a niibi był pod jego kontrolą. Dlatego Yamato użył na nim Hokage-shiki JijunJutsu ‒ Kakuan Nitten Suishu, co go zablokowało w pewien sposób. W ten sposóbna polu walki zostali tylko Itachi, Naruto i jinchuuriki yonbiego Mizuki. Zaczęłas ię potężna walka. Nukennin pomimo krótkiego stażu nosiciela dobrze panował nad swoim bijuu. Jednak w przeciwieństwie do Naruto atakował tylko za pomocą chakry demona.
-Narutoteraz możemy użyć Keiyaku Fūin. Wiesz jak tego użyć?–Pomyślał Rudy
-Taa..pamiętam czytałem trochę ze zwojów ojca. –Odpowiedział Naruto. –Itachi zajmij go czymś ja spróbuje go zaskoczyć od tyłu. –Szepnął i zniknął.
-Rozumiem.–Rzekł w pustkę Uchiha i ruszył z natarciem na przeciwnika. Wykorzystując swoje kekkei genkai, utworzył amaterasu. Jak się można było spodziewać Białowłosy uniknął tego ataku. Tak Itachi „bawił” się z nim kierując go w stronę ukrytego Namikaze. Trwało to pewien czas, gdy w końcu Mizuki poczuł cios w plecy, dzięki temu stracił kontrolę nad Shiroi tora, Jukujo i Dwu-ogoniastym demonem. Dwójką z nich zajął się natychmiast Kyuubi posyłając ich z powrotem do wioski demonów.
-Naruto ja lecę do Konohy poradzicie sobie nie? –Przekazał Ognistowłosy.
-Jasne leć i weź stamtąd swojego kumpla.
Taki ledwie zniknął gdy ponownie odezwała się Katsuyu.
-Naruto…mam złe wieści… Hinata, zginęła w walce.
Rozdział 48
Po
godzinie rywale stawili się na polu. Razem z nimi widownia, która o walce
dowiedziała się od Ino i kilku innych świadków kłótni tej dwójki. Stanęli
naprzeciw siebie, popatrzyli groźnie, rzucili w siebie kunaiami i odskoczyli.
To był start, Uchiha jak to członek swojego klanu od razu aktywował sharingana,
którym próbował oszukać demona. Tymczasem na widowni stała zmartwiona Sakura i
spokojny Itachi.
-Itachi, nie zrobisz z tym nic? Przecież Sasuke…
coś może mu się stać, po za tym nie powinni walczyć tak ostro między sobą.
–Powiedziała, gdy Sasuke po raz kolejny rzucił śmiercionośną technikę w stronę
Takiego, a ten odparował dużo groźniejszą.
-Właściwie, to ja nic nie mogę zrobić. Znam aż za
dobrze Sasuke i wiem, że nie oderwałbym go za nic od tej walki. Jedyne co bym
dostał, po wparowaniu do tej walki, to pobyt w szpitalu z ciężkimi ranami.
Tymczasem, Ayako
wchodziła do kwiaciarni po zioła.
-O! A ty tutaj? –Zdziwiła się Ino
-A czemu? To źle?
-Nie, nie. Ale myślałam, że skoro twoi kochankowie
razem walczą to będziesz obserwować tą walkę.
-Jacy moi kochankowie?
-Noo… Sasuke i Taki. Sama słyszałam jak się o
ciebie kłócili. Hihihi…
-Wiesz co ja nie mam czasu. Daj mi proszę wszystko
co się da z tej listy i lecę.
-Ta ok. –Ino spojrzała fachowym okiem na listę, po
czym zniknęła wśród kwiatów. Gdy po kilku minutach wróciła powiedziała tylko
–Masz rację spiesz, w końcu musisz zobaczyć, który wygrywa. –Jednak Aya tylko
rzuciła kasę na ladę i nie słuchając przyjaciółki wybiegła ze sklepu.
Pobiegła szybko do domu, tam rzuciła zakupy na stół
i nic nie tłumacząc ojcu wybiegła z domu. Na pole na którym, jak się po drodze
dowiedziała, walczyli Taki i Uchiha. Po dotarciu na miejsce wypytała kilku
najbliżej stojących co się dzieje i jaka jest sytuacja. Walka była wyrównana choć
widać było, że Taki się świetnie bawi, Sasuke ledwo mu dotrzymuje kroku, choć
dzielnie się trzyma.
-Kuso!! Jak zaraz czegoś nie wymyślę to zrobi ze
mnie pośmiewisko przed Ayą! –Krzyczał w myślach Sharinganowiec i nagle
przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Wykonał kilka pieczęci, dmuchnął potężnie
i wielka kula ognia popędziła w stronę Rudzielca. Jednak ten zrobił szybki
unik, na miejscu czekał na niego Uchiha ułożył dłonie w pieczęć i wybuchnął, a
razem z nim klon Demona.
-Heheh… przez wiele lat trenowałem z Naruto, nie
nabierzesz mnie na tak prostą sztuczkę. –Zaśmiał się Kyuu. W odpowiedzi Młodszy
Uchiha rzucił mu kolejną kulę ognia, by po chwili rzucić z natarciem, które i
tak zostało sparowane. Jednak Sasuke nie przejął się tym specjalnie bo po
chwili spod ziemi wyłonił się ogromny, ognisty smok, który rzucił się na
Czerwonowłosego. Ten stał chwilę nie mogąc się ruszyć ze zdziwienia, skąd ten
dzieciak zna takie potężne jutsu. Jednak szybko otrząsnął się z szoku ułożył z
dłoni kilka pieczęci i mruknął Kakushin no jutsu. Użył go na swoim przeciwniku,
dowiedział się dzięki temu że będą mogli jeszcze powalczyć z jakieś 3 godzinki
zanim Lisi demon wygra. Następnie użył techniki klonowania. Sam Kyuu użył
Nikutai Keimusho, zaś jego klony użyły Chakra Keimusho i Seishin Keimusho.
Sasuke natychmiast poczuł jakby jego ciało oplatały ciernie, nie wiedział czemu
nie mógł użyć chakry do przerwania tego bólu, a zaraz potem poczuł ogromny ból
w duszy. Ten ostatni ból pamiętał doskonale jakby to było wczoraj, podobnie
czuł się, gdy Itachi po wybiciu klanu użył na nim Mangekyou Sharingana. I tak
samo czuł się teraz, ten sam ból, ten sam smutek, ta sama pustka… jest tylko on
i jego smutek. Choć nie do końca… tam daleko jest… co to? Jakieś światełko? Nie
to… to Itachi, ale nie jest sam obok kto to? Dziecko? To nie jest zwykłe
dziecko, te szramy na jego policzkach, ból w jego oczach taki podobny ból do
tego który właśnie odczuwał on sam, jednak to dziecko ono uśmiecha się wyciąga
do mnie rękę, jest ktoś jeszcze… Ayako… zaraz to dziecko… ja go skądś znam, te
szramy, znak wiru na koszulce… moja głowa… kto to jest? Gdzie on jest? Już go
nie ma, ale jest ktoś inny podobny, troszkę wyższy… ten pomarańczowy dres to
przecież ten ciołek, ale tamten chłopiec gdzie on się podział… gdzie on jest…
GDZIE!!! Zaraz widzę go… nie… a może?
Przecież to ciągle Naruto tylko starszy, ale uśmiecha się tak jak tamten
chłopiec… i ten ból czemu go ma w tych swoich oczach? Gdy był z nim drużynie
zawsze miał taki głupkowaty wzrok, a teraz ten ból… on coś mówi tylko co?
S…A…S…K…E… Woła mnie, wyciąga rękę… „Sasuke wróć do wioski, do domu, do twoich
przyjaciół…” kto to mówi… to Itachi, tylko czemu nie ma sobie płaszcza
akatsuki… no i jego hitai-ate nie jest pęknięte. „SASUKE!!” Kto? Co? Naruto?
Przecież to ten chłopiec, to Naruto, cała trójka ciołek i ten najstarszy
Naruto, uśmiechają się, cieszą się, wyciągają ręce, Itachi też i… i… Aya? Ona
też się cieszy, też wyciąga rękę… co mam zrobić tutaj… jest tak ciemno… tam tak
jasno… ja… ja chcę do nich muszę, chcę wrócić! POZWÓLCIE MI WRÓCIĆ!! Co? Gdzie
jestem, a tak walka przecież trwa muszę pokonać Kyuubiego, muszę dla Ayi, dla
Naruto nie mogę się poddać, Naruto nigdy by tego nie zrobił, sprowadził mnie do
wioski, został tym cholernym Hokage, to ja muszę wygrać tą walkę… -Zanim
Sharinganowiec przerwał tę technikę minęła cała minuta. W jego oczach
natychmiast pojawił się mangekyou sharingan, którego zdobył podczas treningu u
Orochimaru. Zaraz potem wokół niego zaczęly się kręcić kręgi fioletowej chakry,
a z nich wyrosły czaszka i ręce. Susanoo, które aktywował zaatakowało potężną
pięścią Demona. Teraz sytuacja wyglądała inaczej, Sasuke uśmiechnął się
wrednie, gdy Kyuu po raz kolejny z trudem uniknął ciosu. To właśnie wtedy
Dziewięcioogoniasty postanowił aktywować 5 wewnętrzny ogon, dzięki temu jego
chakra po raz kolejny się zwiększyła. Zaczęła się dopiero zacięta walka cios za
ciosem, i wciąż kolejne techniki. Tak zacięta walka trwała jeszcze godzinę, gdy
ogromna ręka susanoo utworzyła chidori i z niebezpieczną prędkością kierowała
się w stronę Kyuubiego, który nie chcąc być dłużny rzucił w niego kulę ognia
dużo większą niż tą którą tworzą Uchiha. Wydawałoby się, że zaraz oboje zginą,
jednak stało się coś dziwnego. Ognistą kulę zalał potężny wodny smok, a susanoo
zostało zerwane przez cios pomarańczowego błysku. Na środku pola stanął
czerwony ze złości Blondyn w zielonym płaszczu. (do. Aut. heheh… z tego zdania
wyszła mi cała sygnalizacja świetlna hehe…J)
-Uwaga! Przedstawienie skończone! Proszę się
natychmiast rozejść! –Wrzasnął Naruto, a wszyscy słuchając grzecznie rozkazu
ruszyli w stronę wyjścia. –SASUKE! TAKI!- Krzyknął gdy oboje chcieli wtopić się
tłum. –WY DWOJE ZA MNĄ! –Szósty ruszył w stronę budynku hokage, a za nim
skruszeni niczym dwójka niesfornych dzieciaków.
-CO TO MA WSZYSTKO ZNACZYĆ?! –Spytał wściekle
Uzumaki, stając za swoim biurkiem. –Mogę wiedzieć, czemu chcieliście wybić
siebie i całą wioskę po drodze zniszczyć? –Dopytywał dalej.
-Ej walczyliśmy przedtem całe dwie godziny i nawet
ni zwróciłeś na to uwagi. –Mruknął pod nosem Sasuke
-Bo miałem ważniejsze sprawy na głowie, niż
opanowywanie każdej podwórkowej bójki. A ty Taki nie mogłeś się powstrzymać do
cholery! Przecież wiesz, że mamy teraz kłopoty i trzeba się zbierać w drużyny i
razem walczyć, a nie zabijać siebie nawzajem! –Krzyczał coraz ciszej Naruto.
-Przepraszam -Mruknęli chórem
-W porządku, tylko żeby mi się to nie powtórzyło.
–Westchnął Namikaze nie mając siły się wściekać. –Idźcie do szpitala, niech
ktoś was opatrzy. I pamiętajcie, że o ósmej mamy spotkanie rady. A teraz won mi
stąd!
Rozdział 47
Radosny tatuś siedział
właśnie na (kolejnej) przerwie i jadł swoje ramen w ichiraku, gdy podbiegła do
niego mała żabka. Szepnęła mu coś do ucha i zniknęła, a Naruto wyszedł nie
kończąc posiłku.
-Ero-sennin myślisz, że to może mieć coś wspólnego
z odrzutkami akatsuki? –Spytał Blondyn wchodząc do swojego gabinetu.
-Czy mógłbyś mnie tak nie nazywać Dzieciaku. Nie
jestem pewien, co to może być. Ale sądzę, że to może być to.
-Będę tak Cię nazywał dopóki Ty nie przestaniesz
być starym erotomanem. Hmm… Skoro tak mówisz to może ktoś inny porwał Niibi i
Yonbi…
-Wiadomości ze świata demonów… -Do pokoju wpadł
Taki –Shiroi tora, tygrysi demon, jeden z kandydatów na dziewięcio-ogoniastego…
-Jak to jeden z kandydatów? –zdziwił się Jiraya
-Normalnie. Tu jest znanych tylko 9-ciu demonów,
ale jak słyszałeś jest ich cała wioska, wszyscy od urodzenia mają tylko jeden
ogon, a resztę dostają tylko elitarni, czyli żaden dzieciak nigdy nie dostanie
kilku ogonów. To zmniejsza niebezpieczeństwo.
-Zaraz, zaraz… dziewięć ogonów dostanie
najsilniejszy demon tak? –zastanowił się Uzumaki
-No prawie, bo najsilniejszy dostanie dziesięć, a
nawet całej naszej dziewiątce ciężko go pokonać. –Tłumaczył Rudy
-No dobra, w każdym razie żaden gennin nie dostanie
nigdy choćby dwóch ogonów tak? –Myślał dalej Naruto.
-No tak? Do czego zmierzasz?
-No bo, gdy Ciocia Tsunade przyjmowała Cię do
wioski to mówiłeś, że tam jesteś tylko genninem. Jak to możliwe?
-Wiesz, mój starszy brat był Dziewięcio-ogoniastym i
gdy ginął to mi oddał całą swoją moc. Rada składająca się z ośmiu demonów i
Dziesięcio-ogoniastego uznała, że skoro jeden z najmądrzejszych demonów w wiosce
oddał mi całą moc to coś w tym musi być i przyjęli mnie tam.
-Rozumiem.
-W każdym razie biały tygrysi demon będący w
czołówce kandydatów na dziewięcio-ogoniastego, i jukujo kuguarzy(?) demon też
kandydat zostali porwani… przez człowieka, z pomocą Dwu- i Cztero-ogoniastych
demonów. Tamtejsi detektywi mają już jego obraz. Mężczyzna po trzydziestce,
długie, białe włosy i ciemnozielone oczy…
-Cholera! To Mizuki. –Wściekły Naruto kopnął
krzesło, które było akurat pod jego nogą.
-Kto to? –Spytał Żabi pustelnik
-Ten człowiek nienawidzi Naruto, za to że jest moim
jinchuuriki. Zaatakował go gdy miał jakieś 12 lat. –Tłumaczył Taki, podczas gdy
Blondyn klął ze złości. –Naruto oczywiście go pokonał i Mizuki trafił do
więzienia. Pół roku temu uciekł stamtąd i porwał Ayako.
-Trzeba zwołać radę, Zawrócić Shikamaru, no i
przekazać innym jinchuuriki, że by uważali. –Namikaze mruczał do siebie, po
czym wyszedł i wydał rozkazy stojącemu obok jouninowi. –Taki, przyjdź o ósmej
na salę radnych. – Powiedział i poszedł w sobie znanym kierunku.
Ayako
szła ulicami niosąc zakupy, gdy podszedł do niej Sasuke.
-Cześć, co u Ciebie? –Przywitał się.
-Cześć. Jest w porządku, nudzę się, ale jest ok. A
co u Ciebie?
-A wiesz kręcę się tu i tam, Itachi migdali się w
domu z Sakurą, Naruto pracuje, a reszta wciąż pamięta moją ucieczkę, więc
zajmie mi trochę czasu zanim ludzie rozmawiając ze mną przestaną być
podejrzliwi.
-To była akurat twoja wina.
-Wiem i rozumiem ich. Aya, Ja chciałem poczekać, aż
sama mi odpowiesz, ale dłużej nie dam rady. Powiedz mi proszę co myślisz o
moich słowach, o tym co Ci wtedy na ślubie Naruto powiedziałem?
-… Odpowiem najszczerzej jak umiem. Nie ufam Ci do
końca. Ufam, że nie wróciłeś do wioski z jakiś złych celów, ufam że mogłeś się
w pewnym stopniu zmienić, ale jeśli idziemy w tym kierunku to… nie, nie mogę Ci
jeszcze zaufać.
-…To, to może spotkamy się chociaż dziś wieczorem?
-Niestety nie możecie. –Wtrącił się Kyuubei –O
ósmej mamy spotkanie rady wioski. Sasuke powiesz bratu? A iii… Ayako przekaż
swojemu ojcu, żeby też się pojawił.
-Czemu? On już nie jest shinobi. –Zdziwiła się
Kunoichi.
-Tak wiem, ale Naruto mi przekazał by też się tam
pojawił, w końcu jeszcze nie tak dawno temu był jednym z najlepszych w wiosce.
Jego zdanie na pewno nie będzie zbędne.
-W porządku, powiem mu. –Zapewniła i poszła w
kierunku swojego domu.
-Czego ty od nas chcesz? Co? –Warknął wściekle
Sasuke.
-O co Ci chodzi? Od jakich WAS? –Spytał obojętnie
Rudy.
-Ode mnie i od Ayi?
-Ayako to moja przyjaciółka, ty jesteś shinobi i
przyjacielem Naruto. Jeśli pytasz ogólnie, bo jeśli pytasz co chciałem teraz to
powtarzam: Dziś jest spotkanie rady wioski tzn. mają tam być Ayako i jej
ojciec, nowa Starszyzna, głowy klanów i ich zastępcy, czyli Itachi i TY. Czy
teraz rozumiesz?
-Kur.. musiałeś się wtrącić do tej rozmowy, nie?
Zawsze się wtrącasz, gdy próbuję z nią porozmawiać. ZAWSZE.
-No i? –Mruknął obojętnie Lisi Demon.
-Zostaw nas w spokoju!
-Bo jak nie? To, co?
Wściekły Sasuke nie wytrzymał i rzucił się z
pięściami na Takiego.
-Co chcesz ze mną walczyć? –Zaśmiał się Rudy robiąc
unik.
-A żebyś wiedział. Chcę z tobą walczyć.
-O co? Gdzie? I kiedy?
-Jeśli wygram zostawisz nas w spokoju, zostawisz
Ayę w spokoju. Co powiesz na pole nr.7, za godzinę?
-Jeśli ja wygram to… ty ją zostawisz w spokoju.
Może być.
-Zgoda. –Odpowiedział Uchiha i ruszyli do swoich
domów.
Rozdział 46
Milczący Taki biegł ile sił w nogach.
Zastanawiał się dlaczego Naruto tak boi się Mizukiego, przecież to był tylko
cieć z akademii. Chociaż… Porwał jego Ayę, jeśli coś jej zrobił to…
Przynajmniej w końcu pozna prawdziwego Kyuubiego. Pomyślał śmiejąc się demonicznie.
Kątem oka zobaczył jak Sasuke reaguje na to wzdrygnięciem.
-Co boisz się? –zadrwił Demon.
-Ghh… TEME!! –Krzyknął tylko Uchiha.
Tymczasem Shibi nagle stanął, zamienił
kilka cichych słów z Araim i zwrócili się ku drużynie.
-W tym budynku prawdopodobnie znajduje się porwana.
Teraz rozdzielimy się na dwie grupy…
-Shibi-taichou, czy mogę? –Wtrącił się Kyuu.
Aburame nadstawił ucha, a Rudzielec przekazał
rozkazy Naruto.
-W takim razie… Sasuke i Hana idą na dół, ja i Arai
idziemy w górę, a Taki wypełnia swoje rozkazy.
Lisi demon i Sharinganowiec wznowili wyścig, który
pierwszy odnajdzie Fioletowo-włosą. Lis pewnie biegł parterem. Dzięki swojej
chakrze wyczuwał Mizukiego i ku jego uciesze był blisko Ayi. Zanim się
spostrzegł był już przy komnacie Mizukiego. Wszedł cicho do pokoju spodziewając
się pułapek i wszelkich ataków, jednak było zbyt cicho. Słychać było tylko
cichy i szarpany oddech Ayi, ale nigdzie nie było Mizukiego, a przecież czuje
tu jego chakrę. Rozejrzał się po pokoju, po czym krzyknął :
-Cholera jasna! –Swym krzykiem przywołał
natychmiastowo, całą drużynę.
-Co się stało! –Warknął wściekły Shibi.
-To pułapka.
Naruto usiadł, jest źle, pomyślał.
Byleby Mizuki z czymś nie wyskoczył. No i Hinata, już lata wściekła i obolała,
a to dopiero drugi miesiąc. Z jego rozmyśleń wyrwało go pukanie do drzwi, przez
które wszedł Konohamaru.
-Coś się stało Konohamaru?
-Nie… Tak… Nie… znaczy… -Plątał się Brunet –Naruto,
czy mogę… chciałbym opuścić wioskę.
-Chcesz potrenować? Z kimś, czy sam?
-Sam nie mam z kim trenować.
-Możesz iść, ale tylko po zdanym egzaminie na
jounina, lub zdobędziesz senseia. Inaczej nie pozwolę, mamy teraz mały problem
i nie puszczę żadnego shinobi, poniżej jounina, samego.
-Rozumiem, pójdę już w takim razie.
Tymczasem Taki patrzył na związaną
Ayako.
-Zmyłka, czy to ona? Ostatnim razem podrzucił
całkiem dobrą zmyłkę. Cholera, Naruto miał rację, Mizuki się zmienił. –Krzyczał
w myślach
-Bierzemy ją i spadamy. –Zakomenderował Sasuke.
Jako, że czasu brakło, a Aburame nie dał rady wybić
mu tego z głowy, wybiegli razem z nią. Gdy tylko znaleźli się daleko od
wybuchu, Shinzo, Taki i sceptycznie do tego nastawiony Sasuke, sprawdzili za
pomocą swoich technik, czy nie wpadli w kolejną pułapkę. Mieli szczęście, to
była ich Ayako, mogli już spokojnie wracać do wioski. Ale dopiero jutro. Kyuu
pierwszy objął wartę nad obozowiskiem, mimo że cieszył się z przejęcia Ayi,
niezbyt był pocieszony nową siłą Mizukiego. Wstał wściekły, wytworzył klona,
którego zostawił na warcie, a sam poszedł „zabijać” drzewka. Tak zakończył się
ciężki dzień dla Takiego, a ten wciąż nie wiedział, jak demon, najsilniejszy
wśród demonów, ma wyznać miłość zwykłej dziewczynie, najzwyklejszej.
Następnego dnia odprowadzili Złotooką
do wioski. Każdy złożył osobny raport i mogli odwiedzić Ayako w szpitalu. Mimo,
że czuła się lepiej musiała siedzieć pod okiem medyków. Naruto gdy tylko
znalazł wolną chwilę, porwał swoją żonę i też odwiedzili Fioletowo-włosą.
Rozmawiali spokojnie na wszystkie tematy, a Kyuubi
siedział wewnątrz Uzumakiego, zastanawiał się za kogo uważa go Ayako. Hokage
znając myśli swojego przyjaciela, próbował delikatnie podpytywać.
-Hej nie widziałaś gdzieś tu Rudego?
-Wyszedł na chwilę przed waszym przyjściem.
-Chyba często tu bywa prawda? –Pytał dalej
-Ta… bardzo często… -Zaczerwieniła się Aya
-Podoba Ci się? –Wypaliła nagle Hinata
-Co?... nie… znaczy to jest tak, ale… no wiesz… ten
tego…-Zdenerwowała się Hike
-Naruto, kochanie, możesz wyjść na chwilkę?
–Spytała Hyuuga słodkim głosem.
-Ee… tak … w porządku. –Odpowiedział i
wyszedł.
-I jak? –Zapytała Biało-oka.
-Szczerze?
-Mów.
-Ale nie będziesz zła? –Upewniała się
-Nie
-Bardziej od innych wolę Naruto, ale on jest twój
hmm… reszta nie jest zła. –Wyznała w końcu
-Masz rację. –Uśmiechnęła się tylko, znała ją i
ufała jej, poza tym była przyjaciółką Naruto.
-Wiesz, Uchiha wyznał mi miłość.
-Sasuke? Miał odwagę? Zwykle na niego warczysz…
chcesz zobaczyć, czy to prawda?
-Hmm… chyba nie… znając go, to pewnie próbuje mnie
tylko zdobyć jak kolejną zabawkę.
-A może nie… nigdy nie wiadomo, był w ogóle u
ciebie?
-Tak, wpadają na przemian Taki-Uchiha, Uchiha-Taki.
-Który podoba Ci się bardziej?
-Z wyglądu… chyba Uchiha, ale wygląd to tylko
pudełko, a zepsute wnętrze mnie przeraża.
-Może się zmienił?
-Czy ty chcesz mnie wyswatać z Uchihą?
-To jest twój wybór, bylebyś wybrała dobrze.
–Zakończyła temat Hyuuga. Potem pogadały jeszcze, na różne babskie tematy, do
wieczora.
Podczas
gdy Taki myślał jak wyznać jej miłość, a Sasuke myślał o jego wyznaniu i
uczuciach Ayi, minęło kilka miesięcy. Naruto w tym czasie siedział jak na
szpilkach. Mizuki siedział gdzieś cicho i nie pokazywał się już więcej, ale
wiadomo już, że jest dużo silniejszy. Bał się co takiego zaplanował Mizuki…
-Naruto-sama! –Do biura wbiegła Medyczka.
-Co się stało?
-Hinata-sama… ona… -Więcej powiedzieć nie zdążyła,
bo Naruto już pędził do szpitala. Chciał wejść do pokoju w którym była Hinata,
ale mu nie pozwolono. Czekał długo, aż w końcu usłyszał krzyk dziecka, a
medyczka wyszła i go zaprosiła. Tam ujrzał zmęczoną, ale szczęśliwą Hinatę z
dzieckiem.
-Hinaciu…
-Mamy synka.
-I jak go nazwiecie? –Spytała Shizune zza pleców
Naruto
-Myśleliśmy trochę nad tym… Hiroto?
-Tak Hiroto…
-… Namikaze. –Dokończył Blondyn
-Idealnie.
-W takim razie: Namikaze Hiroto, urodzony
5.06.194r. –Wymruczała Shizune pod nosem, wypełniając dokumenty.
Rozdział 45
Gdy Konohamaru zszedł razem ze
swoim szefem, podbiegła do nich Moegi, która rzuciła mu się na szyję.
-Konohamaru! Jak mogłeś zrobić
coś takiego, tak się martwiłam. Myślałam, że mnie kochasz, w końcu to ty
prosiłeś mnie o chodzenie, a teraz…, co się stało? –Mówiła zapłakana, zaś on
tuląc ją swoim ramieniem nie odzywał się dopóki nie odeszli od tłumu.
-Moegi… Przepraszam, to, Ja nie
wiem, co we mnie wstąpiło. –Tłumaczył cicho Sarutobi- Pamiętam jak
szefciu-Naruto nazwał mnie pierwszy raz po imieniu, do tej pory myślałem, że
jak zostanę Hokage to inni przypomną sobie moje imię. Wtedy razem z Naruto
złożyliśmy sobie obietnicę rywalizacji o tytuł Hokage. –Uśmiechnął się krótko
–Kurczę, widziałem jak ciężko pracował, nigdy nie zawalił choćby
najtrudniejszej misji, nigdy. A ja… wnuk Trzeciego Hokage, totalna niedojda,
tak właśnie myślałem. –Wyznał Brunet
-Dobrze, że jesteś cały.
–Westchnęła nie do końca rozumiejąc, co właśnie powiedział jej chłopak. –O!
Właśnie dziś mamy kolacje u Asumy-san i Kurenai-san.
-Wuj mnie pewnie mocno opieprzy.
-Mruknął tylko Ciemnooki
Wieczorem
para chuuninów ruszyła do domu wujostwa.
-Witajcie! Konohamaru-kun, już
Ci lepiej? –Przywitała ich Kurenai.
-Dobry Wieczór. Tak, dziękuję
już mi lepiej.-Odpowiedział grzecznie, po czym ruszyli do salonu.
-Yo! Konohamaru. Co się dziś z
tobą działo? –Spytał prosto z mostu Asuma.
-Zawaliłem pewną prostą misję,
no i… miałem odpływ jakichkolwiek motywacji. –Odburknął zawstydzony Bratanek
-…Pamiętam pierwszą misję
drużyny 10… -Ni z tego, ni z owego zaczął wspomnienia Mężczyzna. –To było
złapanie tego biednego kocura, co wiecznie ucieka swojej właścicielce. Chciałem
im pokazać jak jounin wykonałby taką misję… Gdyby nie Shikamaru i Ino, kot
byłby już pewnie daleko za wioską. –Zachichotał
-Widzisz. Nie zawsze można
wszystko zrobić dobrze. –Wtrąciła Kurenai niosąc herbatę. –Porażki są
potrzebne, by się na nich uczyć.
-Rozumiem… -Mruknął skruszony
Konohamaru. –Ale teraz się nie poddam. Obiecałem coś Szefciowi-Naruto i muszę
tego dotrzymać. –Uśmiechnął się zdeterminowany. Dwójka Starszych westchnęła
cicho z rezygnacją.
-Hę? –Zdziwili się Młodsi
-Żebym Ja miał/a takiego ucznia.
–Powiedzieli razem.
-Ty przecież masz Kibę-narwańca.
–Zdziwił się Jounin
-A ty Nejiego-geniusza.
–Odparowała Yuuhi
-No bez przesady, masz Shino.
–Przekomarzał się dalej
-A ty Ino. –Odgryzła się, gdy
usłyszała płacz dziecka. –Oho Minato już się obudził.
-Minato? Więc tak ma na imię mój
kuzynek. –Zagaił Chuunin
-Tak, na cześć Yondaime.
–Odpowiedział Wuj, gdy do pokoju wszedł Kakashi.
-Asuma, Konohamaru mamy być
natychmiast u Hokage. –Zameldował i wyszedł.
-No, Konohamaru ruszamy. –Rzucił
Mężczyzna. –Przekażesz gdzie jesteśmy Kurenai.. –Zwrócił się do Moegi i wyszedł
z Bratankiem.
-Więc wszyscy dostajecie misję
rangi A. Hike Ayako została porwana. Macie mi ją znaleźć i odbić. –Rozkazał
wściekły Naruto
-Hai –Odpowiedzieli chórkiem
Kakashi, Konohamaru, Asuma, Sasuke, Taki, po czym użyli jutsu transportacji.
Jako,
że Kakashi miał największe doświadczenie, przejął dowodzenie nad misją, za
zgodą wszystkich. Prowadził drużynę pewnie ku celu, dzięki psom, które
przywołał. Pakkun przecież nigdy się nie mylił.
-Kakashi –Odezwał się Pies –To
jest podejrzane, nie prawdaż?
-Co takiego? –Spytał wyrwany z
myśli, by po chwili ujrzeć kilku zbiegów z więzienia, jak sądził, razem z Ayako
na pobliskiej polance. Ukrywali się za drzewami, a Hatake układał w głowie
plan.
-Czyżby nasz hokage, nie był już
taki bohaterski? –Zakpił Czerwono-włosy Zbieg, stojąc nad najmłodszym z
konoszan. Wbił mu ostrze w serce, jednak zamiast krwi z rany wydobyło się
błoto. Następnie ziemia, na której stali zapadła się, zbieg został uwięziony w
błotnej klatce Konohamaru. Reszta drużyny nie próżnowała, bo w tym momencie
unieruchamiała innych zbiegów. Wystraszony Sasuke szybko podbiegł do ukochanej.
-Ayuś, powiedz mi wszystko w
porządku. –Pytał potrząsając nią lekko.
-Przekażcie Naruto, że Mizuki
śle mu pozdrowienia i gorące gratulacje zostania hokage. –Uśmiechnęła się
cwaniacko ułożyła dłoń w znak tygrysa.
Nie trzeba było im więcej, by
natychmiast uciec z miejsca wybuchu. Nie zapomnieli też o zbiegłych więźniach,
których postanowili odprowadzić do więzienia. Próbowali jeszcze szukać jakiś
śladów porwanej, lecz nic z tego nie wyszło. Zawiedzeni wracali do wioski.
Naruto,
choć wściekły, wybaczył im porażkę. Nie wybaczył za to strażnikom, którzy nie
napisali w raporcie absolutnie nic o ucieczce OŚMIU więźniów. Szybko wezwał
kolejną drużynę, a poprzednią odesłał do domu. Jednak ni wszyscy poszli, zostali
tylko Sasuke i Taki
-Naruto! Ja też idę. –Krzyknęli chórkiem
Kyuubei, który odezwał się pierwszy raz od wielu godzin i Czarnooki
sharinganowiec.
-Dopiero, co wróciliście. Dacie
radę? –Pytał z formalności Naruto
-Jasne –Prychnął Uchiha
-Oczywiście –Oburzył się Lisi Demon
-Ok. Widzę, że już wszyscy są. –Zauważył
Blondyn –W takim razie Uchiha Sasuke, Kyuubei Taki, Hyuuga Arai, Inuzuka Hana i
Aburame Shibi, macie odnaleźć kryjówkę porywaczy Hike Ayako i natychmiast
wracać. Dowodzi Aburame Shibi.
-A nie możemy jej od…
-Nie! Macie ją tylko odnaleźć,
nic więcej. –Przerwał Czerwonookiemu Hokage –Ruszać, a ty jeszcze zostaniesz
Taki.
-W porządku. –Mruknął zawiedziony
Bijuu
-Kyuu, musisz zobaczyć jak silny
jest Mizuki. Pamiętasz go, nie? –spytał Naruto
-Tak, ale wcale nie był jakiś
super silny. Jako idiota dałeś sobie z nim radę. –Dziwił się Taki
-Wiem, ale więzienie zmienia,
nie widzieliśmy go od ośmiu, czy dziewięciu lat. Kto wie, jaki on jest teraz,
mógł trenować. Lepiej dmuchać na zimne.
Jak tylko się dowiesz, co z nim,
wtedy wrócisz, ok? –Komenderował młody Przywódca
-Ta…est –Przeciągnął leniwie
Rudy i ruszył za drużyną.
Aburame
szybko rozporządził swoimi robakami, które wyczuwając resztki chakry, z miejsca
gdzie ostatnio widziano zbiegów wskazały drogę swojemu właścicielowi. Pobiegli
tędy, choć jak zauważyli Uchiha i Kyuubei, ta droga była już sprawdzona. Arai,
także nie był tylko pionkiem podążając u boku Shiby z aktywowanym byakuganem.
Tuż za nimi pędzili dwaj shinobi, wyglądali jak dawni Sasuke, w postaci
Takiego, opanowany i chłodny i Naruto, w postaci Sasuke, narwany i
rozwścieczony. Sharinganowiec zastanawiał się, czemu Kyuubiemu tak zależało na
tej misji. W ogóle był jakiś inny, zwykle uśmiechnięty i pewny siebie, teraz
spokojny, cichy i wściekły. Tak właśnie złość widział w oczach demona. No jasne
pewnie liczył na pokaz swoich umiejętności w walce. Fakt to nie był dobry punkt
tej misji. Przeklęty Naruto, będą tak blisko jej Ayi i nie mogą jej pomóc, bo
nie. Nawet nie wyjaśnił, dlaczego! Cholera, jak ten Łoś został Hokage?!
Rozdział 44
Naruto mógł w końcu popisać się swoimi
zdolnościami politycznymi. Świetnie wykorzystywał znajomości i długi
wdzięczności wobec niego. Teraz na przykład wracał ze spotkania z dyplomatą
kraju ziemi, synem Tsuchikage. Pamiętał jak dziś rozmowy z Michiru. Pamiętał też,
w jakim stanie był, gdy go poznał.
„-Nie!
Puść mnie! Nie jesteś moim ojcem! –Słychać było z pokoju Tsuchikage
-Oi!
Ero-sennin! –Odezwał się Naruto, –Co się tam dzieje?
-Widzisz
Naruto. –Westchnął Mężczyzna –Yondaime Tsuchikage, ponoć ze względów politycznych,
zabił swoją żonę. –Wytłumaczył i ruszył do pokoju, z którego wybiegł niebiesko-włosy
chłopak.
Po półgodzinie nareszcie zarejestrowali
się w wiosce, jako podróżni shinobi.
-No Naruto!
To ty potrenuj jutsu, które Ci ostatnio pokazywałem, a ja pójdę na zwiady. –Powiedział
radośnie Siwowłosy
-„Na
zwiady” phi.. –Mruknął pogardliwie Uczeń. –Tylko, żebym znów nie musiał Cię
odwiedzać w szpitalu Zboku. –Krzyknął
-Jak ty
się zwracasz do swojego senseia! –Uzumaki jeszcze zdążył usłyszeć i popędził na
najbliższe puste pole treningowe
Niestety wszystkie pola były zajęte,
więc ruszył do lasu. Tam znalazł odpowiednie pole. Już chciał zacząć trening,
gdy usłyszał czyiś szloch. Szybko znalazł jego źródło to był ten chłopak, chyba
był synem Tsuchikage. A przynajmniej tak słyszał Naruto.
-Hej!
Wszystko w porządku? –Przywitał się Namikaze
-Kim
jesteś?! Zostaw mnie! –Krzyknął w panice Brązowooki
-Nazywam
się Namikaze-Uzumaki Naruto, choć oficjalnie tylko Uzumaki. Spokojnie nie chcę
nic złego, po prostu chcę pomóc. –Przedstawił się
-Namikaze?
Uzumaki? –Dziwił się Dziewiętnastolatek. –Namikaze, jak ten hokage?
-Yondaime
Hokage Namikaze Minato. –Uśmiechnął się, dumny z bycia jego synem Blondyn. –A ty
jak się nazywasz?
-Jestem
Ninigi Michiru. –Przedstawił się
-Więc? Michiru. Co się stało? –Spytał Naruto
kucając
-Dlaczego
pytasz? Czemu chcesz mi pomóc? Jesteśmy sobie obcy, z innych wiosek. Czemu? –Dopytywał
Ninigi
-Trenowałem
niedaleko stąd. –Odpowiedział Niebieskooki. –Sam przeżyłem dużo smutku w swoim
życiu, dlatego jeśli umiem to staram się pomóc każdemu. No i dzięki temu
zbieram doświadczenia do bycia Hokage. –Uśmiechnął się szeroko.
-Pewnie
słyszałeś, że mój ojcie.. Tsuchikage zabił moją matkę. Ponoć była zdrajczynią,
ale Ja w to nie wierzę. Nie mogła nią być, kochała wioskę.- Upierał się
Michiru.
Tymczasem
w pokoju Tsuchikage byli Ninigi Rokuro i Jiraya.
-Kiedy
mu o tym powiesz? –Spytał Sennin
-Kiedy
będzie bezpieczny! Nie wtrącaj się. –Warknął Yondaime
-Widziałeś
tego Blondyna, który był ze mną? –Mówił niestrudzony –Jest jinchuuriki
Kyuubiego, do dwunastego roku życia nawet o tym nie wiedział, dlaczego ludzie
go nienawidzą. Gdy poznał prawdę mocno to przeżył (a przynajmniej tak myślał
Jiraya). Sandaime Hokage ukrywał to przed nim dla jego bezpieczeństwa. Naucz
się na jego błędzie i powiedz mu prawdę! –Jiraya zniknął w białym dymie.
-Hej! Masz mi powiedzieć prawdę! Dlaczego to zrobiłeś?
–Do pokoju wbiegł Michiru ciągnąc za sobą Naruto. –Tu i teraz słucham!
-Może
przedstawisz mi swojego kolegę i powiesz, dlaczego On także ma tego słuchać? –Rokuro
zachował kamienną twarz
-Tsuchikage-sama
nazywam się Uzumaki Naruto. –Przedstawił się kulturalnie
-Nie
dodałeś Namikaze? –Spytał młodszy Ninigi
-Oficjalnie
jestem tylko Uzumaki. –Uśmiechnął się Piętnastolatek
-I tak
już zna całą prawdę, podejrzewam, że duszę też. To.. To jest mój przyjaciel.
Prawda? –Upewniał się Niebiesko-włosy
--Prawda.
–Potwierdził Blondyn – Moja obecność jest chyba problemem dla pana
Tsuchikage-sama, może poczekam na korytarzu.
-Nie,
nie trzeba. –Zaprzeczył Rokuro, ciesząc się, że jego syn znalazł w końcu
przyjaciela. –Michiru-kun, usiądźcie proszę. Historia ta… Zaczyna się dwa lata temu,
gdy shinobi Yamanote porwali Cię. Razem z twoją matką i całą wioską szukaliśmy
Cię. Iria.. To ona Cię znalazła. Byłeś inny, miałeś puste oczy, wcale nie
wyglądałeś na porwanego. Gdy dotarłem na miejsce, twoja matka już nie żyła. Ty
siedziałeś nad jej ciałem próbując zwalczyć genjutsu. Przełamałem je, ANBU Cię
przesłuchali, potem wymazałem Ci pamięć i winę przejąłem na siebie. Prawdę
znają tylko kilku ANBU, którzy wciąż szukają Yamanote. –Zakończył swą opowieść,
by zobaczyć jak po raz kolejny Michiru uciekł z jego pokoju. –Naruto-kun.
Proszę zaopiekuj się nim.
-Myślę,
że to pan powinien to zrobić. –Wtrącił lekko Chłopak
-Mnie
już nie ufa, on potrzebuje teraz przyjaciela, nie ojca-kłamcy. –Rzekł Rokuro
-Rozumiem,
w takim razie ja już pójdę Tsuchikage-sama. –Naruto wstał i pobiegł za nowym
przyjacielem.”
-Tak…
Całkiem dobrze się trzyma, pogodził się z ojcem, no i ma więcej przyjaciół.
–Pomyślał Blondyn wyrywając się ze wspomnień.
-NARUTO!!
–Do pokoju Hokage wpadła Ciemnowłosa i wtuliła się w jego ramiona.
-H-Hinaciu?
Co się stało? –Spytał zaskoczony Hokage
-Naruto,
będziemy rodzicami. –Powiedziała Białooka mdlejąc
-O-oi!
Hinaciu? Mowisz poważnie? –Dopytywał się przytrzymując ją. Gdy po kilku
sekundach się ocknęła, Naruto zaraz wytworzył klona i wraz z żoną ruszyłby
świętować kolejne wspaniałe święto w jego życiu.
-NARUTO! –Kilka tygodni później wpadła
wściekła Hyuuga do pokoju Hokage.
-Co się
stało? –Spytał Niebieskooki z odruchem obronnym
-Dlaczego,
wycofałeś mnie ze wszystkich misji? –Wyładowywała swoją złość
-Hinaciu.
Jesteś w ciąży, przecież wiesz..
-WIEM!!
Ale jeszcze mogę pracować, nie mówię, że chcę jakieś misje A, czy S, ale dalej
mogę! –Krzyczała
-Dlaczego
tak bardzo chcesz pracować? –Spytał Szósty
-Bo
cholery dostaje! Wszyscy są na misjach, ty tu pracujesz. Nie umiem siedzieć
samotnie w domu! –Odpowiedziała
-Przepraszam
–Powiedział skruszony Chłopak. –Nie przywrócę Cię do pracy, ale przyrzekam, że
więcej nie zostaniesz sama. Zaczynając od dziś. –Wstał z krzesła, wziął Hinatę
w ramiona i wyszli z pokoju.
-NARUTO!!
–Usłyszeli zza pleców.
-Gdyby
policzyć ile razy na mnie krzyczeli, od kiedy zostałem Hokage, sprzed tego
momentu to teraz wyszłoby pewnie tego więcej. Nawet Ciotunia-Tsunade tyle na
mnie nie krzyczała. –Narzekał w myślach zainteresowany. –Tak?
-Można wiedzieć,
dokąd to się wybierasz? –Spytała Shizune zakładając ręce na piersi i nerwowo
tupiąc jedną nogą.
-Shizune-oneechan.
Ja tylko chciałem odprowadzić Hinatę do domu. –Odpowiedział rozgorączkowany.
-Rozumiem.
–Uśmiechnęła się ciepło Uczennica Tsunade i odbiła mu żonę. –Ja Cię odprowadzę
do domu, a ty wracaj. –Zwróciła się do Młodzieńca
-W
porządku. –Odpowiedział, a wracając pościł oczko do Granatowo-włosej.
Wszedł
do pokoju stworzył klona i uciekł przez okno, a raczej chciał.
-Znowu
uciekasz? –Na framudze stanął Jiraya.
-Przecież
zrobiłem już wszystko, co trzeba, a za kwiatek doniczkowy, nie mam zamiaru
robić. –Tłumaczył się Blondyn
-Zupełnie
jak Minato. Taka praca zgodziłeś się na nią. –Marudził Siwowłosy
-Świetnie,
a nie mogę tego robić przy Hinatce, która chwilowo bardziej mnie potrzebuje niż
świetnie prosperująca wioska z licznymi sojuszami. –Mruknął Naruto
-Phii…
Minato też tak mówił i co się stało? –Odparował Sennin
-A czy
przypadkiem to ja nie byłem tak kłopotem, znaczy pieczęć, ciąża… Te sprawy? –Upewniał
się Uzumaki
-Fakt. –Przyznał
Pustelnik. –Ale wiesz, to, że nic nie…
-…Widać
nie znaczy, że nic nie ma. Wiem, pamiętam i mam wszystko…
-…Gdzieś
–Dokończył za ucznia Jiraya
-Właśnie…
NIE, nie mam tego gdzieś, mam to wszystko na oku. –Poprawił się zaraz Chłopak
-Na
pewno? –Nauczyciel spojrzał na niego surowym wzrokiem.
-Na
pewno, mam kilku „przyjaciół” koło murów. Czy mogę?
Bo jak
zaraz nie będę w domu, to moim największym zagrożeniem będzie pięść Hinaty. Może,
na co dzień jest spokojna, ale teraz jest nie przewidywalna przez tą ciążę. –Prosił
Szósty
-Naruto-sama!
–Do pokoju wbiegł jakiś Chuunin
-Tak? –Spytał
Blondyn
-To, to
jest dziwne, a-ale na głowie Sandaime Hokage stoi Konohamaru otoczył się
barierą chakralną…
-No i…
-Zapytał lekceważąco Jinchuuriki
-Grozi,
że się zabije, nie możemy do niego dojść, krzyczy, że ma do wypełnienia jakieś zadanie
wobec Ciebie i nie.. –Nie zdążył skończyć, bo Niebieskookiego już nie było.
-KONOHAMARU! Do jasnej cholery! Co ty robisz? –Wrzasnął
Naruto wskakując na skałę.
-Zostaw..
Ja naprawdę nie dam rady… -Krzyczał Brunet niebezpiecznie zbliżając się do
krawędzi.
-Stój.
Spokojnie. Nic się nie stało… przecież nie zawsze można czemuś sprostać. –Uspokajał
go, jednocześnie powoli się zbliżając do niego.
-Jestem
wnukiem Trzeciego Hokage. Jestem tępy i nic nie umiem, nawet zwykłej misji.. –Mówił
coraz ciszej Sarutobi
-A, ja?
Mój ojciec ma pomnik tam obok, jestem jinchuuriki i do trzynastego roku życia
byłem debilem. –Zargumentował Namikaze
-Udawałeś!
–Odpowiadał Chuunin
-Byłem
takim debilem, że udawałem debila. Konohamaru chodź. Pamiętasz, przecież, że
masz Asumę-san, Kurenai-san, Moegi, Hanabi, Udona, Ebisu i innych. Chcesz ich
stracić przez jakąś głupotę? –Skończył przyciskając do piersi płaczącego siedemnastolatka.
–Chodźmy na dół, wszyscy się martwią, a najbardziej chyba Moegi. Ta misja,
przepraszam to mój błąd.. Nie powinienem był.. Chodźmy.
-Dobrze.
–Odpowiedział Sarutobi ocierając łzy
Rozdział 43
Cała wioska
siedziała teraz w jej największym lokalu. Mężczyźni raz po raz
popijalizdrowie Szóstego, a kobiety cicho łkały, że ma już swą wybrankę
serca.
-Yo! Kakashi-sen…pai –Krzyknął Naruto
-Wystarczy samo Kakashi –Odpowiedział na zakłopotanie Chłopaka
-??
-Ekhmm..
no cóż Minato-sensei był dla mnie jak ojciec. –chrząknął Hatake. –Jesteś
jego synem, od kiedy się urodziłeś uważałem Cię za młodszego braciszka.
-Co? Jak? Kiedy? –Dziwił się Niebieskooki
-Uwierz
mi, że chciałem Cię wziąć pod swoją opiekę.–Przepraszał Ciemnooki
–Teraz wiem, że to starszyzna wymyślała te wszystkie przepisy i misje,
bym nie mógł tego zrobić. Nawet zakazali mi z tobą rozmawiać,
dlatego jedyne, co mogłem to po cichu ratować Cię z kłopotów. Chciałem…
-Nic już nie mów Kakashi-niichan. –uśmiechnął sięNaruto, by po chwili wybuchnąć gromkim śmiechem.
-Co się stało? –Spytał zaskoczony Kakashi
-N-nic..
–Opanowywał swój śmiech Uzumaki –Znaczy..khehe.. Ja, od kiedy byłem
mały, zawsze byłem sam, a przynajmniej tak myślałem.–Tłumaczył –A teraz,
mimo, że nie mam już żyjącej rodziny, mam mnóstwo starszych braci. Tutaj
każdy świętuje spełnienie jednego z moich marzeń. Ja,nigdy nawet nie
marzyłem by tak było.
-Ehh..
i co się stało z tym małym rozwrzeszczanym dzieciakiem. –Westchnął
Starszy Brat –W każdym razie, gratuluję zostania Rokudaime Hokage.
-Dziękuje
Kakashi-niichan –Podziękował Blondyn –Ten dzieciak wyrósł już z udawania
kogoś, kim nie jest. Właśnie jest coś, co zawsze mnie zastanawiało.
Dlaczego nigdy nie chciałeś mnie trenować?
-Wiesz..
–Zaczął Szaro-włosy –Nigdy nie uważałem się za kogoś kompetentnego do
nauki. To, że zostałem senseiem to, dlatego, ż epoprosiłem o to
Trzeciego. Do tego na szczęście nie wciskali się starsi.
Wtedy przynajmniej mogłem z tobą być bliżej. Nie umiałem Cię uczyć, bo
wiesz byłem trochę nad opiekuńczy wobec Ciebie. A Sasuke to Sasuke.
Kilka stolików dalej siedziały dwie dziewczyny wtulone w swoich partnerów.
-Itachi-kun –Odezwała się Różowo-włosa –Czy my też..Kiedyś? Jak myślisz?
-Sakurciu,
jeśli chcesz to nawet teraz, ale to byłoby przyćmione świętem Naruto. A
chciałbym by oświadczyny były twoim świętem.–Odpowiedział
-Wiem, chciałam tylko być pewna. –Odezwała się Haruno
-Ne, ne to, na kiedy przygotowywać na wasz ślub?–Spytała Blondynka, siedząca naprzeciwko pary.
-Ino-chan! Daj już spokój im dziś. –Mruknął Brunet przytulając się do niej.
-Nie
mogę Kibuś! Hinata nie pozwoliła mi się przygotować za swój ślub!
–Zaprotestowała Ino –Nie mogę iść nieprzygotowana poraz kolejny.
-Właśnie! Propo ślubu Kurenai-sensei i Asuma-sensei, też będą mieli niedługo ślub, prawda? –Spytała Kiba
-Faktycznie! –Spanikowała Yamanaka –Muszę wszystko przygotować. No i jeszcze imprezę dla Hinaty.. Jak ja sobie z tym poradzę?!
-Spokojnie pomogę Ci. –Zaproponowała Sakura
-I ja, oczywiście. –Poparł Kiba
-Ja, także. –Odezwał się Itachi będąc pod naporem oczu Zielonookiej.
Aya siedziała
pod ścianą, strasznie się cieszyła szczęściem Naruto,
swojego przyjaciela. Właśnie tylko przyjaciela, w głębi duszy już dawno
przestał nim być, był jej ukochanym. Nawet nie wiedział jak cierpiała,
gdy to Hinata wygrała wyścig do jego serca.
-Cześć! Ayuś? Co się stało? –Pytał zmartwiony Ojciec
-Nic, się nie stało. Czemu? –Odpowiedziała
-Jak ”nic” –Powiedział Takero –Przecież widzę, że coś się dzieje. Drugi raz mnie nie oszukasz.
-Cieszę się, że Naruto spełnił swoje marzenia. Jest świetnie. –Uśmiechnęła się fałszywie Złotooka.
-Ehh..
Rozumiem to nie ja jestem od pocieszania Cię..- Powiedział smutny –Już
dawno temu mnie odsunęłaś. Sądzę, że ten Młodzieniec bardzo by chciał do
Ciebie podejść. To ja już pójdę. –Skończył wskazując na Sasuke i wstając
od stolika.
-Hej –Przywitał się Uchiha
-Yo –Odpowiedziała pogardliwie
-Jak tam? Pewnie teraz jesteś szczęśliwa, Narut odopełnił swego. – Zaczął rozmowę Czarnooki
-No jasne! –Powiedziała głośniej –Ja nigdy w to nie wątpiłam.
--Od jakiegoś czasu, też pozbywałem się wątpliwości. –Kontynuował Sharinganowiec
-Spokoo… -mruknęła sceptycznie
-Nie!
–Przerwał długą ciszę Sasuke –Słuchaj mnie proszę! Chcę Ci powiedzieć,
że Cię kocham. Wiem, że mnie nienawidzisz isłusznie. Proszę, wiem, że
jesteś smutna, kochasz Naruto widzę to. Uwierz mi,że znam się na wzroku
nieszczęśliwie zakochanego człowieka, w końcu podobny wzrok widzę, co
dzień w lustrze.
-Ty, ty mówisz prawdę? Ty mnie..? –Dziwiła się Aya
-Tak…
Nie zdążył skończyć, bo Aya uciekła z lokalu. A on..Nic nie zrobił. Nie umiał nic zrobić, nie wiedział, co.
I tak zakończył się ważny dzień dla Konohy. Spokojny, jak na swoje standardy. Nikt nie wie, co przyniosą kolejne dni.
Subskrybuj:
Posty (Atom)